piątek, 18 października 2019

Prawie jak milion dolarów





Ostatnio dokonałam rewolucji w swoim życiu, albowiem zachciało mi się nowych rzeczy,  a wśród nich nabyłam chęci zostania doktorem. Jest to dość niecodzienne, bo jeszcze pięć lat temu, kiedy od przemiłego profesora usłyszałam, że z taką motywacją do pracy to spokojnie pójdę na doktorat, to nawet brew mi nie drgnęła, za to w wyobraźni spadłam pod biurko, zemdlałam a potem umarłam ze śmiechu, że niby co, że ja??? Noo, dobry żart, ja jestem PRAKTYKIEM, ja nie uprawiam nauki tylko szukam praktycznych rozwiązań, dlatego chciałam być inżynierem, tytuł inżyniera kocham i łechtam się nim kiedy tylko mogę. No, ale robienie inżynierki było taką kozacką zabawą, że dałam się namówić na magisterkę, a ta okazała się jeszcze wspanialszym wyzwaniem, bo w sumie na napisanie dyplomu miałam 2 tygodnie, a w pewnej chwili istniało duże prawdopodobieństwo, że będę ją pisać w szpitalu. No i skończyło się tak, że magisterkę obroniłam i tego samego dnia był ostatni dzień na złożenie papierów do szkoły doktorskiej. I ja te papiery złożyłam.

A potem poszłam wypić porządnego drinka z adekwatną do sytuacji zawartością alkoholu.

I teraz poniekąd mogę się nazywać ofiarą pana ministra Gowina, albowiem jestem pierwszym rocznikiem, kiedy obowiązują nowe przepisy o szkolnictwie wyższym, czyli nie ma już starych studiów doktoranckich, tylko są szkoły doktorskie i niby wszystko jest zapisane w ustawie, ale nikt nie wie o co chodzi, a co gorsze, nie ma już dyscypliny naukowej włókiennictwo, jest za to inżynieria materiałowa. A drugą straszną rzeczą jest ucięcie godzin dydaktycznych dla doktorantów, a ja marzyłam, że będę wbijać studentom do głowy, że DO JASNEJ ANIELKI, POLIESTER NIE JEST WŁÓKNEM SZTUCZNYM TYLKO SYNTETYKIEM. 

Bo ustawa chce, żebym na doktoracie robiła jednak naukę a nie skupiała się na dręczeniu studentów. :D





Oczywiście, pierwsze co zrobiłam po ustabilizowaniu swojej sytuacji życiowej, to uszyłam sobie spódnicę z syntetycznego zamszu. 

Szycie to ta dziedzina mojego życia, gdzie rządzę. Mogę trzymać się zasad, albo mogę je łamać, od początku do końca sama decyduję o wszystkim. Nikt mi nie może niczego narzucić. Szycie to ogromna ulga po czasie, kiedy trzeba było się dostosować do surowych uczelnianych zasad tworzenia  dzieł. Po licznych stresach szycie zawsze uosabia dla mnie wolność.

Zamsz, który kupiłam, to w zasadzie dwustronna dzianina - od spodu jest jasnoszary dżersej, a z wierzchu zamsz i wiecie co - nie mam pojęcia, jak się taki materiał robi. :D Tzn coś tam można zauważyć, że to są dwie warstwy dżerseju, jedna gładka, druga drapana udaje zamsz, ale jak się je łączy... może klejem albo poprzez zgrzewanie, wszystko jedno, całość z pewnością nie jest hitem ekologii, ale technicznie jest godne pochwały. I z pewnością jest tanie w produkcji, bo inaczej nie byłoby czegoś podobnego w każdej sieciówce.

Spódnica powstała z mojego wykroju, który już wykorzystałam do produkcji czarnej spódnicy z tego posta, ponieważ wciąż odczuwam chorą fascynację spódnicami z godetami, czyli nie jest wykluczone, że ten blog niedługo zmieni nazwę na Blog o Spódnicach z Godetami. 




A szyło się standardowo, czyli:
  • najpierw fascynacja "mam zajedwabisty pomysł godny haute couture"!
  • potem krojenie i gratulowanie sobie, że dodało się zawczasu na papierowym wykroju zapasy na szwy;
  • potem pierwsze szwy konstrukcyjne, luz i bajka;
  • następnie tygodniowe dylematy, czy warto te szwy przestębnować i w ogóle jak to wykończyć;
  • następnie zorientowanie się, że nie ma się pojęcia, JAK TO WYKOŃCZYĆ, bo przecież nie można normalnie tego podwinąć, musi być lamówka;
  • awaryjny wypad po lamówkę, bo ta w domu się nie nadaje;
  • dół i depresja, bo pomysł na spódnicę to z pewnością porażka, no i kto to słyszał, żeby robić ją taką szeroką, normalnie kto ma siły podwijać te 30000000 metrów dołu? KTO SZYJE TAKIE DZIWACTWA??? a poza tym  nowo zakupiona lamówka jest brzydka;
  • wszycie brzydkiej lamówki;
  • deprecha, bo wszyło się brzydką lamówkę i ogólnie poziom tego ciucha jest poniżej poziomu akceptacji;
  • czekanie dwa tygodnie na wszycie zapięcia do paska i rozmyślanie, czy kiedykolwiek uwierzę, że suwak kryty można wszyć też do wysokości paska i wtedy żadne dodatkowe zapięcie nie jest potrzebne. No wiecie, jak w spódnicach ze sklepu. 
  • wszycie zapięcia do paska i poukrywanie wystających nitek;
  • tygodniowe patrzenie krzywym okiem i w końcu decyzja o założeniu. :)




No i okazuje się, że fajnie się nosi taką zamszową spódnicę i pozostaje podziękować pogodzie, że umożliwiła mi założenie jej w tym tygodniu i lanserkę na uczelnianym kampusie.  Przy okazji zauważyłam dziwną rzecz, bo kiedy tak łaziłam po uczelni, nagle niektórzy pierwsi powiedzieli mi dzień dobry. Pewnie się zagapili, albo byli w szoku. :D




Na zdjęciach zauważyłam, że trochę widać, że spódnica nie leży w talii, tylko poniżej, więc proporcje są ciut zepsute. Niestety przez kilka miesiący od powstania wykroju zdążyłam schudnąć, a dodatkowo zamsz jest rozciagliwy i mimo zwężania nie udało się właściwie go dopasować. No, najwyżej jak znów utyję, to przynajmniej jedna rzecz będzie rosła razem ze  mną :D A tymczasem, czy wy wiecie, jak ona furkocze podczas chodzenia??? Kiecka instytucja, najpierw ją słychać, a potem przychodzę ja. :D:D







No i, podsumowując, obecnie odczuwam niecodzienne zadowolenie z siebie, czuję się jak ten tytułowy milion dolarów albo James Cameron na rozdaniu Oscarów, ale spokojnie, jak tylko napiszę jakiś naukowy tekst i moi wspaniali mentorzy po nim pojadą (a pojadą na pewno, bo muszą i powinni), to mi poziom samooceny spadnie i znów będzie normalnie. 


Najwyżej znów coś sobie uszyję.



7 komentarzy :

  1. Cześć,
    Ale śliczna! Świetnie leży i bardzo dobrze, że się do Ciebie dopasowuje :) powodzenia z doktoratem!
    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, elastyczne ubrania to największy wynalazek ludzkości moim zdaniem. :D

      Usuń
  2. Powodzenia z doktoratem. A kiecka fajna za to buty boskie😁pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Buty kocham, bo ostatnio one jedne nie zmasakrowały mi stóp. Przejście z klapków na jesienne obuwie zawsze ciężko znoszę:/

      Usuń
  3. Nie prawie, tylko wyglądasz jak milion dolarów - świetna stylizacja!

    OdpowiedzUsuń