czwartek, 30 maja 2019

Blue flowering





Można powiedzieć, że ta sukienka ma geny podróżnika. Nie wiadomo, kiedy i gdzie się narodziła. Była wtedy zwykłym granulatem poliestrowym, takim białym, nieprzezroczystym i matowym, trochę kanciastym, bo powstał poprzez pocięcie zestalonej strugi włóknotwórczego polimeru. Być może stało się to gdzieś w Chinach. A może w Tajlandii? Być może w tym samym miejscu mały groszek uległ kolejnemu przeobrażeniu i po roztopieniu i bliskim spotkaniu z dyszą przędzalniczą rozdzielił się na kilkaset cieniutkich włókienek. Co było potem?  Jeszcze nie krosno. Przedtem trzeba było nowonarodzony surowiec włókienniczy odpowiednio przygotować. Popracować nad strukturą. Wzmocnić. Teksturować. Znów pociąć na jeszcze mniejsze odcinki. W końcu uprząść na przędzarkach, które pewnie ciągnęły się kilometrami w wielkiej, zupełnie zmechanizowanej przędzalni. Kiedy trafił do tkalni zupełnie już nie przypominał groszku. Kiedy nareszcie opuszczał fabrykę (po drodze zahaczył jeszcze o drukarnię), miał już nowe imię - stał się krepą.




Nie wiem, jak trafiła do kosza w szwedzkim sklepie tekstylnym, ale zaraz ją wypatrzyłam, bo strasznie mi się spodobał ten błękit. I kwiatuszki! I to, że jest krepą, bo nic nie układa się tak ładnie jak krepa. Wybaczyłam jej nawet syntetyczne pochodzenie, bo poliester nie jest taki zły, łatwo się pierze i ma trwałe kolory. Kupiłam ostatni wyhaczony kawałek i z dumą przywiozłam do Polski jako pamiątkę z podróży.

To było ładne kilka lat temu, śliczna tkanina leżakowała sobie w pudle, trochę zapomniana, bo jakoś ciężko było wybrać do niej odpowiedni wykrój pod względem fasonu i zużycia materiału. . Szkoda mi było jej ciąć na byle co. Ale w końcu pomyślałam sobie, że w pudle też nie ma z niej pożytku i jest przez to trochę zmarnowana. I dlatego powstała sukienka. I żeby było bardziej znacząco i wiekopomnie;) jej debiut przewidziałam na wakacje w Rzymie.




Gdybym wiedziała, że będzie taka trudna w szyciu, to pewnie nadal by zimowała wciśnięta gdzieś między inne szmatki! Rany - fastrygowanie każdego szwu to nie jest to, co najbardziej lubią tygryski. Trzeba wykazać się cierpliwością, na którą nigdy nie było wiele miejsca w światopoglądzie Aire. ;) Całe szczęście, że wykrój nie był skomplikowany, aczkolwiek trochę go skomplikowałam - wybrałam model 3C z Burdy Szycie Krok po Kroku 1/2019, zrezygnowałam z poziomego cięcia poniżej pasa i dodałam marszczenie z tyłu, jakie nieraz jest w niektórych obszernych bluzkach koszulowych. Ach, i dodałam oczywiście kieszenie. No i wyszła taka kiecka jak na zdjęciach. Bardzo jest wygodna. A traumy po szyciu praktycznie już nie ma, mogę tylko powiedzieć na przyszłość - nie szyjcie po północy elementów wymagających precyzji, to co się wydaje arcytrudne o 3 nad ranem, staje się zdecydowanie prostsze po 8 godzinach snu. :)








Wbrew pozorom wiosną we Włoszech może być zimno (szczególnie w maju), więc prawie do końca wyjazdu nie byłam pewna, czy sukienka opuści bagaż i wyjdzie na miasto. Udało się ostatniego dnia i muszę przyznać, że czułam się w niej bardzo dobrze. Poszłam w niej do centrum światowej mody w Rzymie, w okolice Schodów Hiszpańskich, bo przecież należała jej się sesja foto, a niby gdzie indziej wypada robić sobie słodziaste focie na bloga? Ale w poście są zdjęcia z innych miejsc, bo bohaterką ma być nie Rzym lecz ona. Tekstylna globtrotterka. :)



6 komentarzy :

  1. Cześć,
    Szkoda, że poliester, bo na upały się nie nada, ale oprócz tego to nie dziwię się, że ten materiał tak Ci się spodobał. Jest śliczny i idealnie pasuje do tego fasonu.
    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy 22 stopniach dawała radę, ale był też wietrzyk. :)

      Usuń
  2. Fajna sukienka:) a materiał naprawdę ładny:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń