niedziela, 22 października 2017

Mariborskie fantazje





Trzeba przyznać, że w tym roku wyjeżdżam za granicę częściej niż zwykle. Po powrocie ze Szwecji myślałam, że pobędę teraz w kraju już na dłużej, a tymczasem wypadł wyjazd do Mariboru w Słowenii. Impreza, w której miałam wziąć udział, organizowana była na tamtejszym uniwersytecie i nazywała się dumnie Winter School Design Week 2017. Polegała na tym, że miały się spotkać myśl inżynierska z designerską i pracować nad transdyscyplinarnością (nie mylić z multidyscyplinarnością), czyli umożliwić na przykład takiemu architektowi projektować buty. Organizacja była iście słowiańska - szczegółowy program poznałam dopiero po przyjeździe, jak również na miejscu w hostelu dowiedziałam się, że zarezerwowano mi krótszy nocleg niż obiecywano, więc w trybie natychmiastowym musiałam przebukowywać bilety powrotne. Na pierwszych zajęciach okazało się, że nie można uczestniczyć we wszystkich obiecanych warsztatach i trzeba wybrać tylko jeden. Na szczęście nie zlikwidowano wyżywienia, więc nie frustrowałam się na głodniaka. ;)




Maribor jest pięknym, słoweńskim miastem, drugim co do wielkości (zaraz po Lublanie). Wpadłam do niego po raz pierwszy dwa lata temu i spędziłam kilka godzin w sobotni wieczór. Tyle w zasadzie wystarcza, żeby go zwiedzić, starówka i centrum miasta są zwarte i większość atrakcji jest w zasięgu krótkiego spaceru. Oczywiście czas się wydłuża, jeśli chcemy przysiąść w którejś kawiarni lub lodziarni, a warto to zrobić, choć może atmosfera beztroski i wszechogarniającego chilloutu nie jest tak wyrazista jak u południowych sąsiadów. Porcje lodów są ogromne, kawa smaczna, a czasem do kawy można nawet przynieść własne ciastko, jeśli kawiarnia nie ma własnych. :)




Słowenia ma liczne winnice i świetne białe wina, nawet w markecie można kupić za kilka euro bardzo przyzwoite, co zdecydowanie sprzyja integracji w hostelu oraz rozwiązuje problem pamiątek z podróży. Kultura winiarska jest bardzo rozbudowana - co roku wybierana jest nawet słoweńska Królowa Wina, która staje się ambasadorem tego trunku w kraju i za granicą. Faktem jest, że winnice widziałam nawet w samym Mariborze, na zboczach masywu Pohorje. Tutaj znajduje się także najstarsza winorośl świata (ma 400 lat):




Na brzegu rzeki Drawa można przysiąść na ławce i poobcować z łabędziami. Uwaga - to wyuczeni na wielu naiwnych turystach terroryści! Jeden z nich w pewnym momencie zauważył, że sięgam do torebki i podszedł blisko sycząc ostrzegawczo. Cóż, było to klasyczne wymuszenie. Musiałam dać kawałek croissanta, żeby dał mi spokój, bo jestem przekonana, że dziobnął by mnie w stopę!


Łabędź bandyta.


Nie znalazłam w Mariborze żadnego sklepu z maszynami do szycia, ale było kilka punktów krawieckich, szewskich i tapicerskich. Było też kilka sklepów oferujących rękodzieło, widziałam torby, swetry, poncha, bambosze... no i oczywiście były też sklepy z pasmanterią i tkaninami. W samym centrum naliczyłam ich trzy, aczkolwiek dostępne materiały były w przeważającej części importowane. Jak się dowiedziałam od jednej pani sprzedawczyni, nie ma przemysłu tekstylnego w Słowenii. Aczkolwiek widziałam włóczkę słoweńską. :)

Ceny? Europejskie... na okazje i interesy życia nie ma co liczyć. Ale czy to znaczy, że nic nie kupiłam? Nooo... coś tam kupiłam. ;))


Witryna tapicera.

Sklep z tkaninami. Jeden z większych, jakie widziałam.


Choć miasto małe, to jednak odrobinę zabrakło mi czasu, żeby wszystko obejrzeć. Niestety obowiązki uniemożliwiły mi zwiedzenie Pohorje i wycieczkę do pobliskiego Ptuja. Może kiedyś. Jeśli ktoś ma ochotę odwiedzić Słowenię, to Maribor jest świetnym miejscem na krótkie wakacje lub dłuższy weekend. Polecam. :)

A moja zimowa szkoła w sumie też się całkiem nieźle udała. Trafiłam na warsztaty z plakatu, gdzie poznałam sympatycznego profesora Ladislava z Macedonii, ech, chciałoby się teraz pojechać do Skopje. :))) Stworzyłam 4 plakaty i koniec końców całkiem nieźle się bawiłam. A czy poznałam znaczenie transdyscyplinarności? W sumie to nadal nie wiem, co to naprawdę jest, ale jeśli jestem inżynierem, piszę bloga i dodatkowo szyję ciuchy, a kiedyś chyba nawet studiowałam wzornictwo, to może i nie muszę się nad tym zastanawiać.