![]() |
Mój ulubiony środek transportu. |
Każda podróż kiedyś się musi skończyć.
Powrót do Polski nastąpił jak zwykle nie w porę i zbyt wcześnie. Choć tym razem byłam już lekko znudzona, jednak było to spowodowane jedynie brakiem maszyny do szycia na podorędziu. :)
Podróż na szczęście przebiegała trochę okrężną drogą, żeby jeszcze trochę pozwiedzać i odwlec moment pożegnania ze Skandynawią. I serio mam chyba szmaty zapisane w gwiazdach, skoro na pierwszym przystanku w podróży - szwedzkim Helsinborgu - znalazłam od razu dwa sklepy z tkaninami, choć specjalnie ich nie szukałam. Oba były już zamknięte (jeden miał przerwę wakacyjną) i chwała Bogu. Poza powyższymi Helsinborg posiada fantastyczny ratusz i przemiłe centrum z ogromem sklepów i knajpek. Bliskość Malmo sprawia, że mało się o nim mówi w internetach, sami z małżonkiem się zastanawialiśmy, czy nie lepiej właśnie pojechać do Malmö, ale koniec końców postanowiliśmy je zostawić na kiedy indziej. Tym bardziej, że z Helsinborga można się przeprawić do Danii promem, a promy to coś, co tygryski lubią najbardziej. :)
![]() |
Okazała wieżyca pośrodku zdjęcia należy do ratusza. |
![]() |
Jedna z wielu knajpek w centrum Helsinborga. Nie widać tego, ale jest położona dokładnie naprzeciwko zabytkowego kościoła. Notabene kościół stoi na placu i cały jest otoczony knajpami i ogródkami barowymi i nie wygląda na to, by bliskość bawiących się ludzi obrażała czyjeś uczucia religijne. |
Kolejny na trasie, duński Helsingør miał być zupełnie pominięty, bo głównym punktem programu była Kopenhaga, ale zaraz po przybiciu do portu wpadliśmy na pomysł, żeby rzucić okiem na twierdzę Kronborg - miejsce, gdzie Szekspir umieścił akcję "Hamleta". Rzucanie okiem w rezultacie trwało pół dnia, albowiem okazało się, że w zamku trwa przedstawienie na żywo i można oglądać poszczególne sceny sztuki w oryginalnych lokalizacjach! Nawiasem pisząc, okazało się przy okazji, że tak naprawdę nikt nie wie, czy Szekspir w ogóle odwiedził Kronborg - prawdopodobnie znał go tylko z opowieści swego asystenta. Twierdza była faktycznie siedzibą królów duńskich, dopóki jednemu nie znudziła się miejscóweczka i dał dyla do Kopenhagi. Prócz tego podstawowym jej zadaniem było pobieranie opłat od przejeżdżających przez cieśninę żeglarzy, a skuteczność ściągania kasy była duża dzięki armatom skierowanym na wodę. ;) Cóż, dzisiejsze bramki na autostradzie od razu wydają się bardziej przyjazne dla użytkowników - przynajmniej nikt z nich nie strzela!
![]() |
Nie chciałabym być żołnierzem wroga i zdobywać tę chatę... |
![]() |
Duży domeczek, jednak jak mówią, sala balowa jest krótsza niż boisko piłkarskie. Ale chyba niewiele. |
Kopenhaga mnie przeraziła. Po szwedzkich przestrzeniach ilość ludzi wtłoczona do stolicy Duńczyków była zatrważająca, a liczba rowerzystów jeszcze bardziej. Pasy dla rowerów są szersze niż dla aut! Jadąc samochodem strach jest skręcić w prawo, żeby nie spowodować kolizji z jakimś bicyklem... Po zaparkowaniu i przejściu kilkunastu kroków miałam ochotę dać sobie spokój ze zwiedzaniem i uciekać gdzie pieprz rośnie. Takiej odmiany Skandynawii raczej się nie spodziewałam, choć zdawałam sobie sprawę, że będzie tu bardziej europejsko niż choćby w Sztokholmie. Szwedzkie miasta, nawet popularne turystycznie, są raczej spokojne. Tu widoczny był wszechobecny pośpiech, hałas i zgiełk.
![]() |
O ile pamiętam, to Købmagergade |
Po dziesięciu minutach pobytu w stolicy moje nastawienie jednak uległo zmianie, albowiem znów trafiłam na szmaty. ;) Oczom mym ukazał się trzypoziomowy sklep Panduro Hobby. Wcale nie chciałam tam wchodzić, ale uległam namowom małżonka, który chyba bał się, że bez wspomagania humor nigdy mi się nie polepszy. Akurat była wyprzedaż tkanin Tilda, widziałam je wcześniej w Linköpingowym Panduro i zamarzyła mi się słodka sukieneczka na lato, jednak w końcu odpuściłam, bo ile można mieć tkanin... Tutaj promocja polegała na zakupie dowolnych 3 metrów za 100 duńskich koron (co daje 20zł za metr). Wybrałam wersję róże na ciemnym tle (na zdjęciu pierwsza z lewej) i już szłam do kasy, ale małżonek uznał, że mogłabym wybrać kolejne 3 metry w ramach "pamiątki z podróży". No to wybrałam dwa wzory po 1,5 metra i jeszcze dostałam pół metra kolejnego wzoru, bo sprzedawczyni nie zgadzały się centymetry (bo brałam resztki). Tym sposobem z Danii przywiozłam 6,5 metra szmat i to tylko i wyłącznie z winy małżonka, więc ewentualne oskarżenia o szmatowy zakupoholizm proszę kierować do niego.
![]() |
Patrząc na ceny tkanin Tilda w Polsce, to chyba zrobiłam dobry interes. No i kurczę, śliczniutkie są te wzorki <3 br="">3> |
Po epizodzie w Panduro Kopenhaga nabrała właściwych barw... nie, tak serio, nie wiem, co jest z tym miastem, że powoli wkradło się do mojego serca. Połaziliśmy z małżonkiem po niewielkim skrawku centrum, zjedliśmy kebaba w bułce, wypiliśmy kawę i na nic więcej nie starczyło czasu, trzeba było jechać na nocleg a następnego dnia rano ruszyliśmy w kierunku na Rostock i do Polski i Dania pozostała daleko za nami. Co takiego jest w tej bałaganiarskiej Kopenhadze, że zaraz po otworzeniu drzwi własnego mieszkania, zamiast tęsknić jak zwykle za Szwecją, myślę o podróży do Danii? Co takiego tam zobaczyłam, czego sobie nie uświadamiam, ale okazało się wystarczająco ważne, by zapomnieć o tym całym ludzkim bałaganie na ulicach i chcieć tam zaraz wrócić? Kiedyś będę musiała to sprawdzić...
Tymczasem od kilku dni jestem już w moim polskim domu. Reasumując całe wakacje, nazbierałam mnóstwo szmatek, wyjątkowo dużo, nawet jak na moje standardy. W poprzednim poście pokazałam łupy z Ohlssonsa - tuż przed powrotem do Polski dokupiłam jeszcze kilka. ;) Rozciągliwy żakard z przewagą wiskozy w składzie i absolutnie piękny, lekko kreszowany poliester w obłędny kwietny wzór:
Ale, ale :D to jeszcze nie koniec... upolowałam w końcu tkaninę z 50% zawartością tencelu, dzięki czemu będę mogła w końcu przebadać w praktyce te nowe, ponoć ekologiczne włókno i coś o nim opowiedzieć. No i jeszcze wspomnę o kilkunastu szmatkach ze szwedzkich secondhandów, które nie są specjalnie fotogeniczne, ale jakościowo bez zarzutu, o przyborach do szycia wypatrzonych na jarmarku i kilku ręcznie robionych koronach... I to by było na tyle w kwestii tekstylnych "pamiątek z podróży". :)
Cześć,
OdpowiedzUsuńAle kwiatowo i wiosennie. Humor się poprawia od samego patrzenia na te materiały. Aż sama nabrałam ochotę do szycia :)
Pozdrawiam,
Kasia
Hej, hej :)
UsuńOj, chciałoby się poszyć, ale trzeba najpierw mieszkanie po wakacjach odgruzować. ;)
Cześć
UsuńDoskonale rozumiem co masz na myśli. Mnie samo pranie i prasowanie ubrań z wakacji zajęło dwa tygodnie.
Powodzenia
Kasia
Piękne te tkaniny, aż nie mogę się napatrzeć. Zdjęcia z wakacji cudowne, bardzo lubię takie zwiedzanie, sprawia większą satysfakcję niż leżenie na plaży :)
OdpowiedzUsuńBędę się pewnie bała ruszyć te tkaniny, żeby ich nie popsuć... ;) Jakoś nigdy nie miałam przekonania do leżenia plackiem na plaży, zawsze mnie gdzieś na wakacjach nosiło. Dziękuję za odwiedziny! :)
Usuń