Minął prawie rok od zakupu w Lidlu drugiego w moim życiu owerloka. Mówiłam, że nie będę się spieszyć z recenzją? Cóż, pierwsze wrażenia przy testowaniu sprzętu bywają mylne, co można było prześledzić, kiedy Lidl wypuścił owerloki Silvercrest. Po wstępnych zachwytach na blogach zaczęły się pojawiać nieśmiałe doniesienia o awariach, reklamacjach, zwrotach towaru... sama też gwoli uczciwości wysmażyłam posta o problemach z tym sprzętem i oddaniu go w rezultacie do sklepu. Z Singerem postanowiłam postąpić ostrożniej, tym bardziej że jakość stojąca za marką bywa czasem dyskusyjna, i opisać go po ochłonięciu i bez uprzedzeń.
Dla kogoś, kto liczy na krótkie podsumowanie moich przebojów z Singerem bez wnikania w nadmiar zbędnego tekstu, powiem od razu: ujdzie ten owerlok, nie jest taki ostatni. ;)
Jeśli ktoś woli więcej szczegółów, zapraszam do dalszej lektury. :) :)
Pozwólcie, że najpierw wyjaśnię, na czym szyję na co dzień. Od 2013 roku cieszę się posiadaniem maszyny z wyższej półki, komputerowej Janome Horizon MC8900QCP. Użytkowanie jej oznacza, że chcąc nie chcąc przyzwyczaiłam się do pewnych standardów - cichej pracy, braku konieczności uciążliwych ustawień naprężenia, gładkich ściegów, generalnie jakości szycia raczej ponad standard. Dodatkowo szyję na maszynie już chyba... no, prawie 30 lat (wcześnie zaczęłam) i raczej dość dobrze znam się na jej obsłudze. Owerlok to wciąż u mnie nowość, trochę inna filozofia szycia, która nie do końca była w moim guście. A na dodatek owerlok z półki budżetowej? To było jasne od samego początku, że nie dostanę czegoś w typie Wielkiej Krowy Horizona, dlatego nie ekscytowałam się, że za chwileczkę, za momencik zapałam prawdziwym uczuciem do owerloków, bo wiele wskazywało, że tak nie będzie. Jednakże mimo wszystko liczyłam na to, że coś się uda na Singerze uszyć (w przeciwieństwie do niesławnego Silvercresta). A poza tym, jeśli ma się nie kochać owerloków, to lepiej przekonać się na czymś tańszym, prawda?
Pierwsze testy Singera 14SH754 wypadły bardzo obiecująco. Przede wszystkim przeżył nawleczenie nici (Silvercrest od razu miał problem, choć dbałam o właściwe umieszczenie nici w talerzykach naprężaczy). Próby na różnego rodzaju tkaninach i dzianinach poszły świetnie. Po kilkunastu minutach pracy zaczęłam marzyć o zatyczkach do uszu, bo tłucze się ten dziadek niemiłosiernie! Zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo fabryka nie podokręcała wewnętrznych części i czy już powinnam uderzać do mechanika na przegląd. Uznałam, że jeszcze nie, skoro ściegi wyglądają ok.;) W międzyczasie poczęstowałam niektóre miejsca olejem, ale to niewiele pomogło. Potem musiałam zmienić nić na lewej igle, bo zaczęła się zrywać. A potem odkryłam, że przy mocniejszym naciśnięciu dolnego chwytacza można go UGIĄĆ. A jeśli można go ugiąć, to można też łatwo rozsynchronizować dolne i górne mechanizmy tworzące ścieg! Wystarczy jeśli przez nieuwagę wplączemy materiał w płytkę ściegową lub złamiemy igłę. Plus odrobina pecha.
Mimo wszystko Singer szył! I uszył spódnicę, którą widzicie w dzisiejszym poście. Ponieważ szycie na skrawkach nie pokazuje w pełni możliwości sprzętu, kupiłam najtańszą, akceptowalną wizualnie dzianinę i się zabawiłam. Zwykłej maszyny użyłam tylko do wykonania tunelu na gumkę. Spódnica jest doskonałym przykładem na to, że Singer jak Singer, ale umiejętności operatora też mają znaczenie, jeśli chcemy ładne wykończenie. ;) Ja też przekonałam się, że ustawienie właściwych naprężeń we wszystkich czterech niciach nie jest takie łatwe, jeśli tylko trafimy na bardziej wymagający materiał! Tego się najbardziej obawiałam, bo jeśli nie można na pierwszej lepszej swetrówce uzyskać prawidłowego ściegu... to co wtedy? Zaakceptować? Wyrzucić owerlok przez okno? Przyznać, że jest się osiołkiem? ;D
Dogadaliśmy się. Spódnica, uszyta może w dość nonszalancki sposób, została w szafie, nawet ją założyłam, nawet dostała komplement! To potem wymyśliłam szycie swetra. Poszło nieźle, Singer przeszywał nawet większe zgrubienia bez większego stresu. Przy przyszywaniu plisy ścieg znów wyszedł brzydko - okazało się, że operatorowi osiołkowi nikt nie przypomniał, żeby stopkę opuścić... rozpieszczonemu dziewuszysku Krowa Horizon przypominała o takich rzeczach... ;)
Na dowód pozytywnych uczuć i otwarcia na współpracę z mojej strony Singer dostał do chwytaczy przędzę owerlokową - taką nieskręconą i elastyczną, w kolorze czarnym i białym. Na takiej łatwiej ustawić naprężenia.
Brał udział w szyciu koszulki z dzianiny wiskozowej. Tu z kolei okazało się, że jeden z prowadników nici chwytacza, ten przed naprężaczem, zahacza ją i rwie. Tzn. rwie głównie tę nieskręconą przędzę, z nićmi chyba nie było problemu. Trzeba pamiętać, żeby go omijać przy nawlekaniu.
A potem pewnego dnia chciałam sobie PO PROSTU POSZYĆ, więc wróciłam do Horizona. Rozumiecie - rozpieszczone dziecko wróciło do dobrze znanej i bezproblemowej zabawki (a przynajmniej do zabawki, której ewentualne problemy łatwo i błyskawicznie rozwiązać). A potem mój czas na szycie skurczył się tak drastycznie, że nowy sprzęt nie miał szans się wybić. Biedna sierotka, owerlok Singer stał w kącie parę miesięcy i czekał na lepsze czasy.
Doczekał się! W tym tygodniu. :) Szyjemy razem dżinsową spódnicę. Idzie bardzo dobrze. Tylko ten jeden prowadnik nici muszę omijać. :)
Podsumowanie
Singer 14SH754 to owerlok z klasy budżet - jednak w mojej opinii cena, jaką trzeba za niego zapłacić w Lidlu, jest uczciwa, a nawet dość atrakcyjna w porównaniu do oferowanej jakości i cen tego rodzaju sprzętu na rynku. Model 14SH754 można dostać nie tylko w Lidlu, ale też w zwykłych sklepach rtv i agd, za podwójną cenę lidlowską. Mówi się, że Lidl sprzedaje sprzęt gorszy i dlatego płacimy za niego mniej, ale nie mam porównania.
Wady mojego egzemplarza:
- głośność uniemożliwiająca szycie po 22; możliwe, że części są zaprojektowane ze zbyt niskim poziomem precyzji, być może są też niewyregulowane;
- luz na igielnicy;
- miękka stal chwytacza dolnego (resztą się nie bawiłam, co chyba rozumiecie;));
- czasem dosyć kłopotliwe ustawienie naprężeń i uzyskanie prawidłowego ściegu.
- naprężenia da się ustawić! :)))
- łatwość przełączania ściegów, kiedy przechodzę ze ściegu 4-nitkowego na obrzucający 3-nitkowy, odcinam tylko niepotrzebną nić do którejś igły a samą igłę zostawiam, to koniec zmian;
- ściegi wyglądają bez zarzutu nawet na zgrubieniach (choć lepiej na nich zwolnić);
- cena.
Przy moim braku miłości do owerloków naprawdę jestem w stanie funkcjonować z tym Singerem. Nie mam żadnego mocnego powodu, żeby kogokolwiek do niego zniechęcać. Owszem, są punkty, które warto rozważyć. Podejrzanie miękka stal chwytaczy. Jakieś niedoskonałości wykonania (prowadnik rwiący nitkę, luzy). Może nie powinien się za niego brać ktoś całkowicie początkujący z szyciem. Żółtodziobom zawsze będę polecać sprzęt o wysokim współczynniku zaufania (i z dobrym serwisem!). Jeśli ktoś z kolei szyje dłużej, łatwiej zauważy, kiedy błąd jest wynikiem braku doświadczenia (bo się stopki nie opuściło...) a kiedy usterką maszyny. Wspomniałam, że mam górnopółkową maszynę do szycia po to, żeby było wiadomo, iż czasowe porzucenie owerloka na rzecz maszyny do szycia to kwestia bardziej skomplikowana niż tylko "szyje dobrze - szyje źle". To się rozbija o niuanse, ilość dostępnych udogodnień, które pomagają w życiu ale nie są obligatoryjne do uzyskania dobrego ściegu. Myślę, że może najlepszą rekomendacją, jaką mogę udzielić, jest oświadczenie, że sierotka Singer ma u mnie dom i na razie z niego nie odejdzie. I będzie używany. :)