poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Co można zrobić ze wstążkami :)





Jeśli wpisze się w Googlowską wyszukiwarkę grafiki  "ribbon chandelier", to wyskoczą nam prześliczne, wiszące ozdoby, idealne jako sposób zagospodarowania resztek wstążek i jako dekoracja pokoju. Ale małe są. My tutaj w Łodzi mamy większy rozmach i wstążkami wolimy ozdabiać sobie miejskie place. ;))




Instalację zaprojektował Jerzy Janiszewski - ten sam pan, który jest autorem logo Solidarności. Można ją zobaczyć na Starym Rynku, dzięki czemu wielu łodzian przychodzących ją obejrzeć, dowiedziało się, że w ogóle mamy coś takiego jak stary rynek. ;))) Ano, mamy. Przed wojną był tętniący życiem, wyszedł z wojny inny, smutny, zapomniany, opustoszały. Powód? Bo był na terenie getta żydowskiego...

Ze wstążkami już nie jest smutno. Konstrukcja jest ogromna - widać na zdjęciach jej rozmiar. Przy każdym powiewie wiatru wstążki ruszają się jak żywe. Rynek oddycha pełną piersią. Ludzie przychodzą, oglądają, niektórzy kładą się na chodniku pod wstążkami i patrzą z tej pozycji. Inni siadają na okolicznych murkach. Najsprytniejsi obstawili stoliki w pobliskiej knajpce z obiadami domowymi, popijają kawę i obserwują mając widok na całość. To niby tylko wstążki, ale w ogóle nie są nudne.




Niektórzy malkontenci (tak, mężu, oplotkuję Cię teraz:P) stwierdzili, że wygląda to jak na procesji w Boże Ciało. Tam też dekorują wstążkami. ;)))




Przy okazji pokażę na sobie spódnicę z zeszłego roku, Kalinę 2.0. Pojechała ze mną w zeszłym roku do Chorwacji i pierwszego dnia w pracy suwak pękł a moim pierwszym dokonaniem na obcej ziemi było znalezienie agrafki. Pisałam w zalinkowanym poście, że suwak kryty nie nadaje się zbytnio do grubszych materiałów. POTWIERDZAM. Nie nadaje się w ogóle. ;D




Wyglądam dość szaro na tle wstążek, no ale w końcu ja tu tylko stoję a street art jest z tyłu. :))



środa, 10 sierpnia 2016

Łódzkie popołudnie





Kiedyś Łódź wydawała mi się brzydka, szara i smutna, ale usłyszałam radę, żeby spacerując ulicą patrzeć do góry a nie na chodnik, czy odrapane partery domów. Spojrzałam i zachwyciłam się. Mamy w Łodzi mnóstwo detali, takich jak na zdjęciu powyżej, a kto mimo wszystko woli wpatrywać się w połamane płyty chodnikowe, to cóż, niech ma świadomość, że coś go omija. 

Na Piotrkowskiej jakiś czas temu zamknęli najstarszego w mieście McDonalda. Z zamian ostatnio pojawił się PRL-owski dzbanek z kawą. Ręka do góry, kto miał taki w domu. :) Tutaj kawy jednak nie dają, za to można sobie fotkę zrobić!





Spódnica w drobną krateczkę to moje ostatnie dzieło. Wprawdzie zapał do półkloszowych fasonów już dawno mi minął, ale co tam, od jeszcze jednej takiej spódniczki świat nie umrze w męczarniach. Udało mi się wyrysować ogromne kieszenie, z których jestem bardzo zadowolona, bo pomieszczą dosłownie WSZYSTKO, łącznie z czytnikiem książek w okładce. :D Brzegi wlotów ozdobiłam bawełnianą wypustką ze sklepu i na tym zakończyłam designerskie innowacje w powyższym modelu. Reszta, to stare, sprawdzone sposoby, dół wykończony szerokim podłożeniem ciętym osobno (nadal uważam, że fajnie dodaje objętości bez przerysowania), kryty suwak z tyłu i niezbyt szeroki pasek.

 Urządziliśmy sobie z szanownym małżonkiem mały spacer po mieście, bo ostatnio wiele się zmienia, są remontowane  kolejne kamienice, buduje się dworzec Fabryczna i powstają woonerfy (czylie tzw. miejskie podwórce, ulice z bardzo ograniczonym ruchem samochodowym i rozwiniętą strefą pieszą). Robi się naprawdę miło i strasznie mnie to cieszy.


 Jedyny sklep z tkaninami na Pietrynie, z odpowiednimi dla ścisłego centrum cenami.


Piotrkowska


Wspomnienie przeszłości - reklama Pewexu czyli "Motylek"...


 ... a po drugiej stronie całkiem nowy Artur Rubinstein robi miny bez pianina ^^


Tutaj było ściernisko, ale już nie ma, dorobiliśmy się namiotu ;PP Dworzec Łódź Fabryczna, jeszcze przed otwarciem.


Mamy za to nowe ściernisko, a raczej wielką dziurę po paskudnym hotelu Centrum, z widokiem na o wiele ładniejszy hotel Polonia i absolutnie bajeczną cerkiew. :)


Pod Teatrem Wielkim padłam na chwilę, by potem podreptać w stronę Handrolla, czyli fast fooda z sushi, które zakupiliśmy i zjedliśmy w samym sercu miasta, pod pomnikiem Kościuszki (Kościuszko nie załapał się niestety na zdjęcie portretowe, ha, ha).