Jeśli wpisze się w Googlowską wyszukiwarkę grafiki "ribbon chandelier", to wyskoczą nam prześliczne, wiszące ozdoby, idealne jako sposób zagospodarowania resztek wstążek i jako dekoracja pokoju. Ale małe są. My tutaj w Łodzi mamy większy rozmach i wstążkami wolimy ozdabiać sobie miejskie place. ;))
Instalację zaprojektował Jerzy Janiszewski - ten sam pan, który jest autorem logo Solidarności. Można ją zobaczyć na Starym Rynku, dzięki czemu wielu łodzian przychodzących ją obejrzeć, dowiedziało się, że w ogóle mamy coś takiego jak stary rynek. ;))) Ano, mamy. Przed wojną był tętniący życiem, wyszedł z wojny inny, smutny, zapomniany, opustoszały. Powód? Bo był na terenie getta żydowskiego...
Ze wstążkami już nie jest smutno. Konstrukcja jest ogromna - widać na zdjęciach jej rozmiar. Przy każdym powiewie wiatru wstążki ruszają się jak żywe. Rynek oddycha pełną piersią. Ludzie przychodzą, oglądają, niektórzy kładą się na chodniku pod wstążkami i patrzą z tej pozycji. Inni siadają na okolicznych murkach. Najsprytniejsi obstawili stoliki w pobliskiej knajpce z obiadami domowymi, popijają kawę i obserwują mając widok na całość. To niby tylko wstążki, ale w ogóle nie są nudne.
Niektórzy malkontenci (tak, mężu, oplotkuję Cię teraz:P) stwierdzili, że wygląda to jak na procesji w Boże Ciało. Tam też dekorują wstążkami. ;)))
Przy okazji pokażę na sobie spódnicę z zeszłego roku, Kalinę 2.0. Pojechała ze mną w zeszłym roku do Chorwacji i pierwszego dnia w pracy suwak pękł a moim pierwszym dokonaniem na obcej ziemi było znalezienie agrafki. Pisałam w zalinkowanym poście, że suwak kryty nie nadaje się zbytnio do grubszych materiałów. POTWIERDZAM. Nie nadaje się w ogóle. ;D
Wyglądam dość szaro na tle wstążek, no ale w końcu ja tu tylko stoję a street art jest z tyłu. :))