Tytuł dzisiejszego posta może sugerować, że uszyłam coś, co wykończyło mnie psychicznie, bo:
- materiał był zły,
- nici się rwały,
- igły łamały,
- wykrój wymagał miliona poprawek,
- a na koniec w maszynie spalił się silnik.
Nic podobnego. Poza małą dyskusją z maszyną na temat odpowiednich igieł do nici nr 70, podczas szycia dżinsów nic ciekawego się nie wydarzyło. Gotowy wykrój Burdy - "five pocket jeans"nr 7738 - nie wymagał żadnego zachodu poza zwężeniem w pasie jakichś 5cm (!!!). Żadna igła nie umarła w tej przeprawie, choć była chwila grozy, gdy próbowałam szyć po metalowym suwaku. ;) Horajzon po stęknięciu na suwaku, otrząsnął się, spojrzał krzywo i pojechał dalej. Prawdziwy problem polegał na tym, że po prostu wszystko inne postanowiło przeszkodzić. Sprawy domowe. Sprawy uczelniane. I jako wisienka na torcie - przeziębienie, które w zeszłym tygodniu postanowiło poutrudniać mi życie, niestety nie tylko szyciowe.
No dobrze, ale mamy jednak gotowe spodnie. Dzięki ogromnemu wsparciu środowisk twórczo-naukowych w realu i w internecie, w zeszły weekend powstał ostatni element układanki - pasek. Guzik wzięłam ze starych, sklepowych dżinsów. Oto po milionie lat trendu na legginsy, Aire znów ma szwedy:
Wbrew pozorom spodnie nie są cieniowane, barwa jest jednolita a różnica między górą a dołem to efekt padającego cienia.
Wykończenie na górze jest takie same, jak w klasycznych dżinsach, pięć kieszonek, podwójne stębnowania... wprawdzie już wspominałam, że pierwotnie przeszycia miały być wykonane grubszą nicią i raczej mieć klasyczny rudawy kolor, ale nić 70 w sumie nie wygląda źle.
Hmmm... skąd to załamanie na lewej nogawce?...
W tej chwili spodnie są dopasowane, ale nie obcisłe. Nie dekatyzowałam tkaniny przed szyciem, więc prawdopodobnie po praniu lekko się skurczą. Zobaczymy, mamy tu dodatek lycry i różnie może być. Czasem odnoszę wrażenie, że mieszanki bawełny z lycrą dekatyzacji nie wymagają.
Proszę nie bić, że nie ma zdjęcia na modelce, już mi spuszczono baty, że nie pokazałam ich na sobie, więc nie trzeba więcej. ;) Chcę je założyć w weekend, jeśli będą jakieś fotki, to na pewno się nimi podzielę!
Gratuluję uszytych spodni :-) Pamiętam jak uwielbiałam taki fason spodni do czasu kiedy nie weszłam w zwykłe proste spodnie i tak mi już zostało ;-)
OdpowiedzUsuńJa swego czasu też je uwielbiałam, ale potem tak przyrosłam do legginsów, że trzeba było coś z tym w końcu zrobić. :)
UsuńNo dla mnie szycie spodni to jest zawsze ciężkie przejście, niby wszystkie elementy mam opanowane, a zawsze na końcu coś mi nie gra. Mam nadzieję, że będą się dobrze nosić, bo wyglądają bardzo, bardzo. Eh szwedy to było marzenie kiedyś... cieszę się, że znowu są modne, bo kobitki super w nich wyglądają.
OdpowiedzUsuńU mnie wygląda to tak, że im później w ciągu dnia zaczynam szyć, tym bardziej się męczę. Jakoś tak w godzinach wieczornych siły umysłowe siadają i wszystko idzie jak po grudzie. Trochę klops, bo jestem nocnym markiem i rano z kolei ciężko mi wypełznąć z łóżka ;(
UsuńDla mnie bomba:) Super odszyte i do pozazdroszczenia. :)
OdpowiedzUsuńDla mnie bomba:) Super odszyte i do pozazdroszczenia. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
OdpowiedzUsuńSuper wyszły, pięknie uszyte.
OdpowiedzUsuń