Ostatnie dwanaście miesięcy było bardzo intensywne. Włókiennictwo pochłonęło mnie całkowicie i chyba nic mnie już nie zniechęci od zajmowania się nitkami.:) Nie obyło się bez kryzysów - pomijając te oczywiste podczas szycia ubrań, bo one są i będą na wieki wieków i nie ma co się nad nimi rozwodzić. Każdy czasem zaczyna się zastanawiać, czy to, co robi, ma sens. Mnie wątpliwości dopadły koło października i wstawanie wtedy z łóżka było utrudnione, bo ciężko funkcjonować na wysokich obrotach bez odpowiedniej motywacji. Na szczęście rok kończę w znacznie lepszym nastroju i myślę, że w kolejnym chęci do pracy nie zabraknie.
Nawet jeśli zniszczę kolejną parę ukochanych butów.*
Podsumowując w zeszłym roku:
- trochę poszyłam;
- trochę poblogowałam;
- duuuuużo się nastudiowałam na mojej drogiej polibudzie;
- ale w listopadzie dostałam za to kasę i będę ją dostawać aż do czerwca (stypendium naukowe, hura!);
- nie dziergałam i nie szydełkowałam (szkoda);
- nie kupiłam żadnej maszyny do szycia (po zakupie w 2013 roku Horajzona mam szlaban na maszyny od męża, ha ha);
- kupiłąm stanowczo za dużo tkanin (nie mam wyrzutów, gdzie będzie im lepiej niż u mnie? ;D);
- dostałam kilka razy apopleksji po przeczytaniu ewidentnych bzdur, jakie ludzie wypisują na temat tekstyliów (jak np. Charlize Mystery w swojej książce - nie linkuję, nie warto promować tego wydawnictwa).
W przyszłym roku na razie mam jeden cel. Postanowiłam zapisać się na profesjonalny kurs konstrukcji i modelowania odzieży damskiej! Dla własnej przyjemności, bo zawodowo wolę się zajmować innymi aspektami włókiennictwa.
Udanego Nowego Roku wszystkim, niech Wam się wszystko uda!
* Produkowałam w laboratorium wiskozę i nie wiedzieć kiedy płyn przędzalniczy poplamił mi buty na pomarańczowo. Płyn ten ma w składzie dużo paskudnych substancji, w tym ług sodowy, więc skóra na kozaku nie miała szans. Trochę zeszło po occie, ale nie całkiem. Moje biedne butki. :(((