piątek, 27 września 2013

Poducha nr3 czyli koniec szwedzkiej serii





Minął rok, odkąd wróciłam ze Szwecji, i ponad rok od uszycia trzech haftowanych poszewek, które były początkiem moich badań nad haftem przy użyciu zwykłej maszyny do szycia. Dwie z tych poszewek już pokazywałam na blogu - tutaj jest pierwsza, a tutaj druga - natomiast trzeciej długi czas nie mogłam odnaleźć w zakamarkach szafy. Znalazła się oczywiście przypadkiem i oczywiście była tam, gdzie powinna, czyli w szufladzie z bielizną pościelową. Kto by pomyślał!
A zatem końcu mam przyjemność zaprezentować Państwo ostatnią z trojaczek. Oto ona:




Technika identyczna jak w przypadku dwóch pozostałych sióstr, surówka bawełniana, zwykłe nici maszynowe i ten sam schemat, czyli podwójna ramka z okrągłym motywem w środku. Samo wnętrze okręgu postanowiłam jednak wypełnić inaczej, zbudować ze ściegów coś bardzo delikatnego, co będzie dopełnieniem zdecydowanych linii obramowań. Skorzystałam, że maszyna posiada prosty moduł programowania sekwencji ściegów i wymyśliłam coś własnego. Wygląda jak wydruk z badania encefalograficznego, zatem specjalista na pewno bezproblemowo oceni, czy projekt sprawił mi trudności. ;)




Poszewka jest chyba moją ulubioną i, jak już wiemy, ideę podobnego motywu rozwijam w innych haftowanych tworach - gdyby nie ona, możliwe, że haftowane kółeczko na torbę powstałoby o wiele później, a może nie powstałoby wcale. I chyba sama bym nie spostrzegła związku między nimi, gdybym zamieszczała prace w porządku chronologicznym - a tak widać jakiś rozwój (inna sprawa, czy w dobrą stronę). Czyli nie ma tego złego, czasem warto coś zgubić, żeby potem znaleźć i dostrzec różnicę. 

A skoro odkopuję dziś starocie, dwa zdjęcia z jednego z ostatnich, zeszłorocznych, szwedzkich spacerów. Miałam już uszyte poszewki i wybrałam się z psicą, żeby je sfotografować w plenerze. Nie wiem, czemu je potem odrzuciłam i nie zdecydowałam się na publikację.




Szwedzka jesień przychodzi wcześniej niż polska i bardzo prędko robi się zimno, mokro a ciemność kradnie dni w zastraszającym tempie. Ale do surowej pogody można się przyzwyczaić. Pamiętam mój pierwszy w życiu dzień w Szwecji. Było około 15 stopni, a ja miałam na sobie dwa swetry i wciąż czułam, jak wiatr chłoszcze mnie po plecach. Od razu widać było, że jestem obcokrajowcem, bo tymczasem Szwedzi w krótkich spodenkach opalali się w parku. :) Przeżyłam mały szok kulturowy, ale po latach sama się zahartowałam i generalnie ubieram się zdecydowanie lżej niż kiedyś, co często wywołuje komentarze u znajomych. A czasem nawet strofują mnie zupełnie obcy ludzie. ;D
Jedynie do braku światła nie mogę się przyzwyczaić. Zima na północy jest straszna nie dlatego, że jest mróz, lecz dlatego, że ogromnie brakuje słońca. I naprawdę bardzo łatwo wpaść wtedy w depresję. Szwedzi radzą sobie jakoś, są popularne lampy solarne, które imitują światło słoneczne, poza tym siła przyzwyczajenia robi swoje. Przyjezdnym jednak radzę uważać. 

Ech, chyba nie będzie już lata w tym roku, nawet i tutaj na blogu zawitała jesień...




piątek, 6 września 2013

Bluza czyli wstęp do jesieni






Jakkolwiek byśmy nie zaklinali rzeczywistości, jesień i tak przyjdzie. Niestety. ;) Czas myśleć o cieplejszych ubraniach. U mnie proces produkcyjny trwa często bardzo długo, przykład? Mamy teraz wrzesień a ja wciąż nie wykonałam planu pt. "letnie sukienki" (ale zamierzam!). Jednak początek tego tygodnia przeraził mnie na tyle, że prędko postanowiłam rzucić inne projekty i szybko uszyć sobie coś z rękawem. I coś luźniejszego, bo człowiek pogrążony w depresji z powodu mijającego lata musi ukryć nadprogramowe centymetry w pasie spowodowane spożywaniem słodyczy. :P
I tak powstała musztardowa bluza:




Wykrój wzięłam z  Burdy 8/2013, w numerze na jego bazie są uszyte trzy modele - bluzka 119, sukienka 120 oraz sukienka 121, która jest uproszczoną wersją pierwszych dwóch - tamte mają z przodu ozdobne wiązanie, natomiast ta jest zwyczajnie zakończona na prosto. I tę prostotę właśnie wybrałam. Fason to wariacja na temat kimona, zupełnie nieskomplikowana do szycia. Nic nie zmieniałam w wykroju, wzięłam, skroiłam i uszyłam.A nie, przepraszam - karczki przodu skroiłam razem z odszyciem, bo miały tworzyć wyłogi, tak jak na zdjęciu:


Wyłogi można spiąć broszką, albo agrafką, albo doszyć guzik i pętelkę.



Karczek tyłu można skroić bez pionowego szwu, ale mnie się podobało ze szwem. :)


Bluza powstała z dziwnej, zamszopodobnej dzianiny, którą pokazywałam na blogu ponad rok temu. Teoretycznie miała z niej powstać pudełkowa sukienka, ale okazało się, że dzianina jest zdecydowanie za wiotka i tym samym powędrowała do szafy na długie miesiące w oczekiwaniu na lepszy pomysł. Nawet zapomniałam, z jakich surowców została zrobiona - jestem praktycznie pewna, że z poliestru, bo:
a) takie cuda zazwyczaj robi się z poliestru;
b) wskazywała na to cena (za dwa metry zapłaciłam około 10zł);
c) chwyt wyklucza surowce naturalne.
Podejrzewam jednak, że ma domieszkę lycry ze względu na wysoki stopień elastyczności. I dobrze - jeśli chcemy mieć tanią tkaninę/dzianinę, która długo zachowa formę, najlepiej wybierać taką z dodatkiem lycry, dzięki niej ominie nas wypychanie łokci i kolan. :) A jeśli dzianina ma dziurki, jak ta moja, to i przewiewnie będzie, i komfortowo. :)





Przy okazji sesji zdjęciowej przymierzyłam do bluzy swoje jesienne chusty i szale.  Chyba będą pasować:




Zdjęć na modelce chwilowo nie będzie, bo znów jest ciepło! Hura!


czwartek, 5 września 2013

Maszyna na ścianie :)





Przedwczoraj dom mój ogarnął strach i panika, gdy rankiem okazało się, że na dworze panuje paskudna pogoda. Jesień przyszła! Zimno, paskudnie i bez słońca - jak tu żyć? 
Na szczęście to był falstart i znów pogoda dopisuje, choć lepiej mieć się na baczności i powoli szykować się do niższych temperatur. Moja maszyna do szycia szalała z tej okazji i wczoraj, i dziś, ale na efekty szaleństw trzeba jeszcze poczekać - jednak w pseudo atelier fotograficznym, którym dysponuję (czyli w kącie sypialni) zaczyna już popołudniami brakować światła i nie ma szans na dobre zdjęcie, gdy dzień zbliża się ku wieczorowi. Dlatego sesję nowego dzieła odłożyłam na któryś poranek, a dziś kolejna migawka z włókienniczej Łodzi. :)


 

Tak, tak, mamy tutaj mural z maszyną do szycia w jednej z głównych ról. Wypatrzył ją mój niezastąpiony mąż, kiedy włóczyliśmy się ulicą Zachodnią. "O, patrz! Maszyna do szycia!" - rzekł. "O, faktycznie!" - odpowiedziała gapa Aire, która jeździ Zachodnią dość często, ale mural przegapiała za każdym razem.

Oprócz maszyny do szycia na muralu namalowany jest Człowiek - Szafa i ludzka kamera filmowa. Wszystkie trzy elementy mają symbolizować Łódź. Jest też kameleon, bo miasto wciąż się zmienia. :)







Autorami dzieła są Cyber aka Czaplino ze Stowarzyszenia Pracownia Sztuki Żywej oraz Gregor aka Bombalino. Mural znajduje się po wschodniej stronie ulicy Zachodniej, blisko placu Wolności. Fajny? :)

Strona domowa Gregora - http://www.gregorgonsior.com/