Crazy patchwork czyli zszywanie szmatek bez ładu i składu. Można mieć plan przed rozpoczęciem pracy, ale nie trzeba. Można wycinać przeróżne kształty i łączyć je niekoniecznie pod kątem prostym. Można w chwili kaprysu rozciąć dopiero co zszyty blok i na nowo go połączyć, ale do góry nogami. Czy może być coś bardziej spontanicznego?
Na warsztaty z crazy patchworku, które odbyły się w zeszłym tygodniu w łódzkim Strima Atelier, wpadłam tak jak należy, czyli również zupełnie bez planu i bez jakichkolwiek oczekiwań, licząc jedynie na dobrą zabawę. Warsztaty prowadziła pani Julita Pierzchała z pracowni Jupienter, wiedząca o patchworkach zapewne wszystko i, co istotne, w bardzo przystępny sposób przekazująca swoją wiedzę. Dzięki niej już po piętnastu minutach każda uczestniczka szyła własny szalony patchwork, mając do dyspozycji maty do cięcia, noże krążkowe, różnokolorowe tkaniny i oczywiście maszyny do szycia. I ja również szyłam, a jakże! I okazało się, że do szaleństwa trzeba przełamać granice i zejść z utartej ścieżki upodobań i przyzwyczajeń. Odejść od wewnętrznego przekonania, że użyta szmatka po prostu musi mieć jakąś oś symetrii. Nie musi! To niby takie oczywiste, ale dopiero nad stołem krojczym człowiek postawiony przed sugestią "a może utnij to TAK?" zaczyna z innej strony sięgać do zasobów własnej fantazji.
Crazy patchwork to jakby terapia uśpionej kreatywności. Bo zasady (szycia) są po to, żeby je łamać. :)
Bogatsza o nowe doświadczenia wróciłam do domu i po kilku dniach stworzyłam crazypatchworkową poduchę:
Jedyne założenie, jaki przyjęłam, to zużyć zalegające tkaniny z IKEA, przy czym wybrałam te o podobnej temperaturze i nasyceniu kolorów oraz z domieszką czerni i bieli. I tyle. Rewelacyjna zabawa!
Poduchę szyłam na maszynie Janome Horizon MC 8900QCP. Od momentu zakupu w
lutym wciąż poddaję ją różnych testom i sprawdzam, czy sobie poradzi.
Bardzo mi się podoba janomowski górny transport (AccuFeed), jest trochę
inny niż IDT Pfaffa i o wiele bardziej masywny, ale w przeszywaniu
licznych warstw tkanin sprawdza się doskonale. Bardzo szybko można się
do niego przyzwyczaić i nawet uzależnić. ;)
Tutaj załączony był praktycznie cały czas, bo wybrane ikeowskie tkaniny należały do tych najbardziej masywnych i miejscami razem z wypełnieniem z cienkiego polaru mogły stanowić wyzwanie. Ale wszystko poszło gładko.
Spód poduchy całkowicie zwyczajny z tkaniny autorstwa Svena Fristedta (kolekcja z 2005 r.).
Jako, że sesję zdjęciową urządziłam na balkonie, nie mogło zabraknąć mojej psicy, która jak wiadomo chętnie pozuje do zdjęć i w pozowaniu jest tak wyluzowana, że nawet zdarza jej się zapaść w drzemkę.
I muszę przyznać, że Jimbo jest absolutną fanką moich poduszek. Nie zdarzyło się jeszcze nigdy, żeby nie chciała się do jakiejś przytulić. :)
To na pewno nie jest mój ostatni szalony patchwork. Ciekawe, jaki będzie następny? Kto wie? Wszystko się może zdarzyć. A może postawię na regularne kształty? Czy symetria może być inspirująca? :) Zobaczymy...
To jest piękne :)))
OdpowiedzUsuńPrzepiękna Ci wyszła ta poducha! I kto tu ma crazy pachtwork we krwi? :)
OdpowiedzUsuńMasz super psiaka :)
Ale brak kątów prostych mnie jednak deprymuje ;))) Psiak dziękuje spod biurka :)
Usuńteraz do mnie dotarło jakiego cuda maszynowego jesteś posiadaczką! :)
OdpowiedzUsuńNazywa się Krowa - miało być imię bardziej górnolotne, ale nic nie poradzę. Jest krową i koniec. :)
Usuń:))) mój subtelny rechot usłyszał chyba cały blok. Idealne imię dla takiego cudu :)))
UsuńJako wielbicielka crazy patchworku - podziwiam poduchę .Wyszła rewelacyjnie.Zazdroszczę kursiku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Miałam niezłą zagwozdkę jak ją przepikować. W końcu poprzeszywałam pofalowanym ściegiem metodą "mniej więcej równo" ;)
UsuńŚwietny pomysł na wykorzystanie resztek :) Ładna Ci wyszła ta poducha. Też powoli zastanawiam się co zrobić z małymi kawałkami z Ikei; może zaczerpnę od Ciebie inspirację ;)
OdpowiedzUsuńBędzie mi bardzo miło :) Szmatek zostało mi mnóstwo, więc planuję jeszcze torbę na zakupy.
Usuń