Pewnego razu wpadł w moje ręce kawałek pięknej czarnej tkaniny, po jednej stronie błyszczącej, po drugiej chropowatej. Eleganckiej jak satyna lecz o wiele wygodniejszej w szyciu.
Krepa satynowa.
To tkanina będąca technicznie kombinacją splotów krepowych i satynowych. Efekt krepy, czyli ziarnista powierzchnia, uzyskiwana jest przez łączenie w wątku nitek o różnym skręcie, czyli skręconych na kształt litery S oraz na kształt litery Z. Oprócz tego nici skręca się bardzo mocno - liczba skrętów na metr może wynosić nawet 3000. Co z tego wynika? Możemy odpowiedzieć sobie na to pytanie, samodzielnie przeprowadzając eksperyment: weźmy do ręki dowolną nić i zacznijmy skręcać ją wokół osi. W miarę kręcenia nić się skraca i twardnieje, robi się bardziej szorstka. Liczba skrętu ma też wpływ na wytrzymałość mechaniczną, ale w tym przypadku ten szczegół można pominąć. Takie właśnie nici skręcane w dwie różne strony tworzą efekt krepy.
Każdy (lub prawie każdy) zna conajmniej jedną tkaninę z efektem krepy. Crêpe Georgette czyli swojska żorżeta jest bardzo szeroko rozpowszechniona, najczęściej produkowana z włókien poliestrowych lub wiskozowych, choć trzeba pamiętać, że pierwotnie nazwa była zarezerwowana dla tkaniny jedwabnej. Jest prosta w budowie, nici osnowy i wątku ułożone są w zwykły splot płócienny. Podobna jest do niej krepa szyfonowa (czyli "ziarnisty" szyfon), tkanina o splocie płóciennych, ale bardziej przezroczysta.
W obu tych krepach łatwo pomylić prawą i lewą stronę, są praktycznie identyczne. Natomiast nasza bohaterka, krepa satynowa, na prawej stronie jest gładka i połyskliwa, ponieważ tkanina wyplatana jest inaczej, . Nitki krepowe pojawiają się w wątku widocznym po lewej stronie a splot satynowy daje efekt błyszczącej strony prawej.
Krepa satynowa to tkanina ciężka, zwarta i mniej gniotliwa niż zwykła satyna. W zależności od surowca użytego do tkania może być cieńsza lub grubsza, ale zawsze pięknie się układa. Miękko opływa sylwetkę, ale nie jest zwiewna.
Chciałam wypróbować krepę satynową w praktyce i pojechałam do wskazanego sklepu po solidny kawałek na sukienkę. Pani ekspedientka nie słyszała nigdy tej nazwy, ale kiedy wyciągnęłam próbkę z torby, uśmiechnęła się szeroko.
"Ach, chodzi pani o żorżetosatynę!"
Hmmm. Niech będzie. ;-P Kupiłam trzy metry, mimo zabawnej nazwy i tego, że była w całości z włókien poliestrowych.
I po kilku miesiącach powstała taka sukienka:
Model okładkowy (118B) z Burdy 1/2012 wydawał się prosty i wykorzystywał dwoistą naturę krepy satynowej. Spod wierzchniej warstwy sukienki miała wystawać nieco dłuższa krepowa halka, jednowarstwowy żabot miał pokazywać i połysk, i chropowatość. :) Nowoczesny, prosty fason, nieskomplikowany wykrój - wszystko sugerowało prędką i łatwą robótkę.
Niestety, było jednak ciężko.
- Wykrój w rozmiarze 38 okazał się za duży, na dzień dobry trzeba było skrócić dół i rękawy, bo przy całej układalności krepy nie można było uniknąć skojarzeń z workiem pokutnym.
- Sukienka teoretycznie miała się lekko zwężać na dole (na kształt odwróconego trójkąta), ale w praktyce żeby uzyskać ten efekt musiałam pogłębić skos o 1 cm z każdej strony (łącznie 4cm z obwodu na dole). Sukienka zrobiła się zgrabniejsza.
- Ze zdjęć w Burdzie wynika, że linia ramienia jest obniżona, ale w takim razie główki rękawów są za wysokie. I to też widać w Burdzie. Nic nie poprawiałam, bo zauważyłam już podczas wszywania rękawów.
- Nie mam nic przeciwko owerlokom, ale żabot skonstruowany tak, że można go wykończyć jedynie ściegiem rolującym, to nie jest najlepszy pomysł. Ja użyłam gęstego zygzaka, bo owerloka nie mam, ale wolałabym bardziej elegancki sposób. Na szczęście maszyna spisała się wyśmienicie i jakość ściegu została nawet pochwalona przez osoby trzecie.
- Moja poliestrowa krepa okazała się ZA GRUBA na dwuwarstwowy strój, więc zlikwidowałam halkę - spod sukienki wystaje odcięta część przyszyta do obłożenia. Zmarnowałam kawał tkaniny. :(
- Nad całym szyciem zawisło jakieś fatum! Każdy etap trwał dwa, trzy razy dłużej niż powinien i naprawdę nie wiem dlaczego. Do szycia użyłam Pfaffa z górnym transportem i nie mogłam narzekać na jakość szwów, nie zrywało mi nici, nic się nie przesuwało... Ale wciąż musiałam coś poprawiać. Docinać. Mierzyć na nowo. Zirytowałam się na tyle, że tuz przed końcem odłożyłam sukienkę na bok i dopiero wczoraj, po trzech miesiącach, postanowiłam ją wykończyć. No i jest gotowa i może nawet ją włożę w najbliższą niedzielę. Choć wcale jej nie lubię! ;)

Na ujęciu z bliska widać różnicę między spodnią i wierzchnią strona krepy satynowej. Pani w sklepie wspomniała, że jest to chętnie wybierany przez klientki materiał na stroje wieczorowe. Zgadzam się, że się nadaje do owych celów, choć sugerowałabym jednak poszukanie wersji szlachetniejszej, wiskozowej lub oczywiście jedwabnej. W syntetyku jest po prostu duszno. Poza tym - polecam. Warto się tą tkaniną zainteresować.