piątek, 26 kwietnia 2013

Anna Moda na Szycie czyli nowe źródełko wykrojów



Trend szycie ciuchów najwyraźniej rozwija się coraz szybciej, bo oto pojawił się w kiosku nowy żurnal z wykrojami - Anna Moda na Szycie:




O ile zrozumiałam, wykroje to przedruki z Simplicity.com (ciężko się nie domyślić, skoro znaczek Simplicyty widoczny jest na prawie każdej stronie). Niezła gratka zważywszy, że pojedynczy wykrój na amerykańskiej stronie kosztuje na wyprzedaży 4 dolary, a tu mamy kilkanaście modeli za 9,90zł. Większość z nich to prosta klasyka w całkiem młodzieńczej odsłonie. Muszę przyznać, że może się podobać, choć lubię nowoczesność i ekstrawagancję rodem z Burdy. :)  Na pewno jest bardziej warta zainteresowania niż moda zamieszczana w Dianie, której serdecznie nie znoszę.




Wykroje uwzględniają już dodatki na szwy (1,5cm) i na podłożenie, isntrukcje do wszystkich modeli sa obrazkowe - wielka wygoda i ułatwienie dla początkujących:




Mam nadzieję, że wydawnictwo nie zniknie po jednym numerze, bo wygląda obiecująco. Mam nadzieję, że w praktycznym szyciu ubrania też wypadną dobrze! Póki co, jestem zadowolona z nabytku i z czystym sumieniem polecam zwrócić uwagę na ten magazyn.




wtorek, 23 kwietnia 2013

No to spotykamy się w skansenie!



 Jeśli ktoś tęskni za szwedzkimi czerwonym domkami, niech spojrzy na cudną architekturę łódzkich domów z przełomu XIX i XX wieku. Piękne, szlachetne w swej prostocie budowle, pomalowane na barwy nie mające nic wspólnego z kiczowatymi morelkami dzisiejszych osiedli mieszkaniowych...

Skansen powstał w 2008 roku i nie jest zbyt wielki, ale urody i fotogeniczności mu nie brak. :) Tak mieszkali tkacze, którzy przyjechali dwieście lat temu utkać tkankę nowego miasta, mieszkali tak ludzie, którzy przybyli tu ze wsi w poszukiwaniu, tak, swojej Ziemi Obiecanej.





Moja wiejsko-miejska spódnica z tego posta przyjechała tu na mej skromnej osobie i całkiem nieźle się poczuła. Klimaty całkiem adekwatne do jej niezdecydowanego charakteru - czy ona ze wsi?  czy z miasteczka? Czy kiedyś dorośnie do rangi spódnicy na spacer po reprezentacyjnej Piotrkowskiej pełnej bogato zdobionych kamienic fabrykantów? ;) Na razie przycupnęła pod błękitnym domkiem:






Spódnica nosi się fantastycznie i wszelkie sztuczki, które zastosowałam, żeby ładnie spływała po figurze, sprawdziły się, o dziwo,  w stu procentach. Kto by się spodziewał. :D Podejrzewam, że uszyję sobie jeszcze jedną - od samego dzieciństwa mam jakąś słabość do długości maxi. Z wąską mini nie uda się uchwycić takiej dynamiki:


Fotki z modelką są autorstwa mojej nieocenionej przyjaciółki Marty Skowrońskiej :) Dzięki za zabawę <3>


Drewniane domki przytulone są z jednej strony do słynnej Białej Fabryki Geyera. Jak to białej, zapyta ktoś, skoro widać na zdjęciu ceglasty mur. Otóż Biała Fabryka jest naprawdę biała, ale widoczna tu część powstała później - aby pomieścić pierwszą w Łodzi maszynę parową. :) Wtedy moda na budynki fabryczne w stylu neoklasycystycznym już minęła i zaczęto flirtować z neogotykiem. Stąd cegła. I też bardzo łódzka!





Więcej o skansenie można poczytać tu:
A mnie będzie można zobaczyć, kiedy znów trafi się sesja w miłym miejscu, z przemiłym towarzystwem. :) Papatki!


sobota, 20 kwietnia 2013

Kolorowo, kwiatowo





Tego lata musi być kolorowo. Kwiaty, żywe barwy, jaskrawe, niemalże kiczowate zestawienia. Wyjęłam kilka tkanin z zapasów, ale nie mogłam powstrzymać się przed zamówieniem kilku kolejnych. Ach, te czerwienie, turkusy, błękity...

Żorżeta SANKO - na lazurowym tle rozrzucone różowo-rude kwiaty. Cienki, przejrzysty splot krepowy w całości z włókien wiskozowych. Wiskoza to świetny surowiec na lato. Wbrew obiegowej opinii potrafi dać więcej komfortu niż bawełna.


Czy do noszenia takiego wzoru nie potrzeba odwagi? Zobaczymy, czy ja ją mam. ;)


Łąka pełna kwiatów na czarnym tle, który ujmuje kolorystyczne rozpasanie w poważne, stateczne ramy. Jednak roślinność wciąż jest żywa, wije się, wysypuje z bukietu. Oto GULA, cienka, bawełniana popelina z 3-procentowym dodatkiem lycry. Turkusy i pomarańcze łapią oko.





GULA pochodzi z Włoch. Na zdjęciu poniżej towarzyszy jej tkanina bez nazwy, kupiona w zeszłym roku w szwedzkim domu towarowym Åhléns. Warto zwrócić uwagę, czym się różni wzornictwo szwedzkie od włoskiego. Po lewej widzimy z pozoru tę samą historię - kwiaty plus ciemny kontrapunkt. Jednak szwedzkie motywy są uporządkowane, uproszczone, bez większych szaleństw. Jak kwiaty starannie wybrane i wklejone do zielnika. Włoska tkanina z prawej to jakby synonim spontaniczności. :) Tak, temperament człowieka wpływa na jego twórczość, więc Szwed inaczej narysuje łąkę niż Włoch.




Przepiękny, cieniowany, ciepły róż na bawełnie z motywem paisley. Czyli tym razem mamy tu powiew Bliskiego i Środkowego Wschodu.




Dla uspokojenia w pogotowiu czeka duży kupon haftowanej bawełny w czystej bieli. Temat haftów u mnie wciąż żywy. :)




Czy wszystkie tkaniny wykorzystam, czy niektóre wrócą do pudełka i poczekają na lepsze czasy? Nie wiem. :) Ale samo patrzenie sprawia przyjemność.




No proszę, na ostatnim zdjęciu pokazała się jeszcze jedna tkanina. Biała w kwiatuszki, które w rzeczywistości są uszeregowanymi kropkami. To znów porządnicka Szwecja. :)


Miłego weekendu!




piątek, 12 kwietnia 2013

Krepa satynowa i co z niej wynikło



Pewnego razu wpadł w moje ręce kawałek pięknej czarnej tkaniny, po jednej stronie błyszczącej, po drugiej chropowatej. Eleganckiej jak satyna lecz o wiele wygodniejszej w szyciu.  

Krepa satynowa.  

To tkanina będąca technicznie kombinacją splotów krepowych i satynowych. Efekt krepy, czyli ziarnista powierzchnia, uzyskiwana jest przez łączenie w wątku nitek o różnym skręcie, czyli skręconych na kształt litery S oraz na kształt litery Z. Oprócz tego nici skręca się bardzo mocno - liczba skrętów na metr może wynosić nawet 3000. Co z tego wynika? Możemy odpowiedzieć sobie na to pytanie, samodzielnie przeprowadzając eksperyment: weźmy do ręki dowolną nić i zacznijmy skręcać ją wokół osi. W miarę kręcenia nić się skraca i twardnieje, robi się bardziej szorstka. Liczba skrętu ma też wpływ na wytrzymałość mechaniczną, ale w tym przypadku ten szczegół można pominąć. Takie właśnie nici skręcane w dwie różne strony tworzą efekt krepy.
Każdy (lub prawie każdy) zna conajmniej jedną tkaninę z efektem krepy. Crêpe Georgette czyli swojska żorżeta jest bardzo szeroko rozpowszechniona, najczęściej produkowana z włókien poliestrowych lub wiskozowych, choć trzeba pamiętać, że pierwotnie nazwa była zarezerwowana dla tkaniny jedwabnej. Jest prosta w budowie, nici osnowy i wątku ułożone są w zwykły splot płócienny. Podobna jest do niej krepa szyfonowa (czyli "ziarnisty" szyfon), tkanina o splocie płóciennych, ale bardziej przezroczysta.
W obu tych krepach łatwo pomylić prawą i lewą stronę, są praktycznie identyczne. Natomiast nasza bohaterka, krepa satynowa, na prawej stronie jest gładka i połyskliwa, ponieważ tkanina wyplatana jest inaczej, . Nitki krepowe pojawiają się w wątku widocznym po lewej stronie a splot satynowy daje efekt błyszczącej strony prawej. 

Krepa satynowa to tkanina ciężka, zwarta i mniej gniotliwa niż zwykła satyna. W zależności od surowca użytego do tkania może być cieńsza lub grubsza, ale zawsze pięknie się układa. Miękko opływa sylwetkę, ale nie jest zwiewna.

Chciałam wypróbować krepę satynową w praktyce i pojechałam do wskazanego sklepu po solidny kawałek na sukienkę. Pani ekspedientka nie słyszała nigdy tej nazwy, ale kiedy wyciągnęłam próbkę z torby, uśmiechnęła się szeroko.
"Ach, chodzi pani o żorżetosatynę!" 
Hmmm. Niech będzie. ;-P Kupiłam trzy metry, mimo zabawnej nazwy i tego, że była w całości z włókien poliestrowych.

I po kilku miesiącach powstała taka sukienka:





Model okładkowy (118B) z Burdy 1/2012 wydawał się prosty i wykorzystywał dwoistą naturę krepy satynowej. Spod wierzchniej warstwy sukienki miała wystawać nieco dłuższa krepowa halka, jednowarstwowy żabot miał pokazywać i połysk, i chropowatość. :) Nowoczesny, prosty fason, nieskomplikowany wykrój - wszystko sugerowało prędką i łatwą robótkę.

Niestety, było jednak ciężko.
  • Wykrój w rozmiarze 38 okazał się za duży, na dzień dobry trzeba było skrócić dół i rękawy, bo przy całej układalności krepy nie można było uniknąć skojarzeń z workiem pokutnym. 
  • Sukienka teoretycznie miała się lekko zwężać na dole (na kształt odwróconego trójkąta), ale w praktyce żeby uzyskać ten efekt musiałam pogłębić skos o 1 cm z każdej strony (łącznie 4cm z obwodu na dole). Sukienka zrobiła się zgrabniejsza.
  • Ze zdjęć w Burdzie wynika, że linia ramienia jest obniżona, ale w takim razie główki rękawów są za wysokie. I to też widać w Burdzie. Nic nie poprawiałam, bo zauważyłam już podczas wszywania rękawów.
  • Nie mam nic przeciwko owerlokom, ale żabot skonstruowany tak, że można go wykończyć jedynie ściegiem rolującym, to nie jest najlepszy pomysł. Ja użyłam gęstego zygzaka, bo owerloka nie mam, ale wolałabym bardziej elegancki sposób. Na szczęście maszyna spisała się wyśmienicie i jakość ściegu została nawet pochwalona przez osoby trzecie.
  • Moja poliestrowa krepa okazała się  ZA GRUBA na dwuwarstwowy strój, więc zlikwidowałam halkę - spod sukienki wystaje odcięta część przyszyta do obłożenia. Zmarnowałam kawał tkaniny. :(
  • Nad całym szyciem zawisło jakieś fatum! Każdy etap trwał dwa, trzy razy dłużej niż powinien i naprawdę nie wiem dlaczego. Do szycia użyłam Pfaffa z górnym transportem i nie mogłam narzekać na jakość szwów, nie zrywało mi nici, nic się nie przesuwało... Ale wciąż musiałam coś poprawiać. Docinać. Mierzyć na nowo. Zirytowałam się na tyle, że tuz przed końcem odłożyłam sukienkę na bok i dopiero wczoraj, po trzech miesiącach, postanowiłam ją wykończyć. No i jest gotowa i może nawet ją włożę w najbliższą niedzielę. Choć wcale jej nie lubię! ;)




Na ujęciu z bliska widać różnicę między spodnią i wierzchnią strona krepy satynowej. Pani w sklepie wspomniała, że jest to chętnie wybierany przez klientki materiał na stroje wieczorowe. Zgadzam się, że się nadaje do owych celów, choć sugerowałabym jednak poszukanie wersji szlachetniejszej, wiskozowej lub oczywiście jedwabnej. W syntetyku jest po prostu duszno. Poza tym - polecam. Warto się tą tkaniną zainteresować.


piątek, 5 kwietnia 2013

Czytnik ubrany



Dostałam na urodziny czytnik eksiążek. Bo ponoć nie wystawiam nosa z książek. ;)
Ale pokrowca już nie dostałam, więc musiałam sobie uszyć.


Oto pikowane etui z tkanin autorstwa wciąż ulubionej Malin Åkerblom:


;


Robótka wbrew pozorom dosyć ciężka - a może raczej niewygodna. Dużo warstw (wierzch, spód, dwa razy cieniutki polar w środku), małe rozmiary i świadomość, że każde potknięcie będzie doskonale widoczne. ;)

 Szablon zrobić łatwo: odrysowujemy na kartonie czytnik, dodajemy zapasy na szwy plus 1-2cm luzu (wewnętrzne szwy i ocieplenie zabiorą trochę objętości).





Górna warstwa to SOLRUN, podszewka i lamówka z kolei to SOLGERD.







 


Etui uszyła moja nowa gwiazda: Janome Horizon MC8900 QCP. Nie jest to bybajmniej jej debiut, haftowana spódnica z poprzedniego posta wyszła również spod jej stopki. Tym razem miałam ochotę przestestować, ile naprawdę jest wart janomowski górny transport, gdyż jak dotąd miałam do czynienia jedynie z IDT Pfaffa, który wygląda i pracuje trochę inaczej, i byłam bardzo zadowolona. Poszło bezbłędnie!


Swoją drogą myślę, że Horizon zasługuje na osobą notkę. Ale jeszcze nie teraz, dopiero się poznajemy. ;)


wtorek, 2 kwietnia 2013

Kieca wiejska kieca miejska...



 


Niezależnie od pogody za oknem i od wskaźnika wzrostu liczby bałwanów w mojej okolicy (całe osiedle wyległo w święta bawić się na śniegu) jestem przekonana, że wiosna przyjdzie. Być może dopiero w lecie. ;)
Póki co, skoro nie można liczyć na kwiaty za oknem, wzięłam się za kwiaty haftowane - czyli pokazywaną już wcześniej bawełnę z wiskozą w kolorze popielatym. I uszyłam zaplanowaną spódnicę:


  


Dawne spódnice ludowe były szyte z prostokątów, suto marszczone w pasie i składały się z wielu warstw. Miały nie tylko spełniać rolę ocieplającą, ale także... utrzymać kobietę w równowadze podczas tańca. A tak - chłopy potrafili okręcić babą tak, że fruwałaby w powietrzu bez odpowiedniego obciążenia! Gdybyście zobaczyli, jak mój tato tańcował z mamą oberka, od razu zrozumielibyście o czym mowa. ;) Ja sama na własnym weselu padłam na ziemię, kiedy kuzyn poprowadził mnie tak, że straciłam rozeznanie, gdzie ziemia a gdzie sufit...
 Tańce ludowe to prawdziwe szaleństwo i lepiej nie wchodzić na parkiet bez odpowiedniego zabezpieczenia. ;)

Ale dziś, kiedy:
- nie planuje się tańcować;
- nie ma się ochoty ani potrzeby nosić wielu warstw, bądź co bądź pogrubiających talię;
- jest się mieszczuchem i potrzebuje ubrań dostosowanych do miejskiego życia;
trzeba pójść na kompromis i przeprojektować dawne wzory podlewając je własnymi upodobaniami.

Uwielbiam marszczenia, ale zazwyczaj wolę, kiedy zdarzają się  w innych okolicach niż pas, dlatego szyjąc długie spódnice, zazwyczaj projektuję karczek, który będzie przylegał do ciała nie dodając przy tym kilogramów. Dodatkowo marszczenie na linii bioder pozwala uzyskać kształty bardziej zbliżone do klepsydry, strój miękko i subtelnie opływa figurę. Same plusy!


  


W tym przypadku skorzystałam z wykroju modelu 122 z Burdy 3/2013. Fason idealnie wpasował się w potrzeby - karczek stanie się bazą niejednej spódnicy, przyda się również body (czyli środkowa część spódnicy). Wykrój kieszeni wzięłam... z innego wykroju, prawdopodobnie spodni. Nie chciałam takich ukrytych w szwach. Zwróćcie uwagę, że nie ma na nich  marszczenia - to kolejny wysmuklający trik. Po prostu jeśli nadmiar tkaniny jest umieszczony we właściwym miejscu, to nie pogrubi.;)

Dolna część w przeciwieństwie do modelu z Burdy nie jest krojona po skosie. Na falbanie miał być w całości ozdobny border wyhaftowany wzdłuż osnowy. Przez ten szczegół okazało się, że 4 metry tkaniny to wcale nie mało - w sam raz, żeby pas był skrojony z jednego kawałka. Po co mnożyć niepotrzebne szwy?
Delikatne zakładki zbierają nadmiar tkaniny i poprawiają układalność całości.


  


W Burdzie suwak jest z boku, u mnie standardowo z tyłu. Wszywam suwaki kryte od dawna i wydawało mi się, że umiem to robić. Tym razem popsułam dwa, zanim udało mi się zamocować trzeci we właściwym miejscu tak, żeby linie szycia zbiegały się w jednym punkcie. Oto zwycięstwo ducha nad materią :


  


Rewelacyjny Burdowy pomysł na wszycie wypustki bezczelnie skopiowałam co do joty. :) Na szczęście udało mi się wyżebrać od teściowej kawałek sznureczka:


  
 
 
I na koniec kawałek wnętrza:
 
 
  


Wrażenia? Bardzo przyjemna robota. Ludowość bardziej w domyśle niż w konkrecie, ale dosłowne kopiowanie nigdy nie wychodzi nikomu na dobre.Zostały mi resztki na fartuch, formy jeszcze nie przemyślałam, wiem tylko, że musi mieć kieszeń mieszczącą czytnik eksiążek.

Rady dla szyjących z haftowanych tkanin:
  • w zależności od rozmieszczenia wzorów zużycie tkaniny może drastycznie wzrosnąć, dlatego lepiej kupować tkaninę z zapasem. Dekatyzacja również może ująć z długości i szerokości i nigdy nie wiadomo ile!
  • hafty potrafią być twarde, ja musiałam zainstalować igłę do dżinsu, nawet igły do stębnowania okazały się za słabe (żadna nie pękła, ale siła przebicia była mniejsza);
  • im gęściejszy haft, tym tkanina cięższa i inaczej się układa - może być bardziej sztywna. Border w mojej spódnicy podwoił ciężar całości, ale też sprawił, że spódnica jest "posuwista" i ładnie układa się podczas marszu. Warto wziąć to pod uwagę i wykorzystać dla własnych korzyści.
  • Lepiej zmierzyć długość ciucha  pięć razy jeśli zależy nam, żeby haft był zachowany w całości. Ja zmierzyłam raz i kieca na razie nadaje się tylko do obcasów. Ale nic to... zawsze jest powód, żeby kupić nowe buty :)

To gdzie ta wiosna?