poniedziałek, 3 września 2012

Sukienka na rower



Czasem śmieję się z siebie, że mam okresy, w których dominuje jeden kolor, zupełnie jak Picasso. ;) Miałam już czas niebieskości (a jakże!), zieleni, fioletów oraz oczywiście, jak większość nastolatek, czerni. A teraz najwyraźniej przyszedł czas na czerwień. :) I na kolejny szyty własnoręcznie (własnomaszynowo) ciuch.




W Szwecji rowery są bardzo popularnym środkiem lokomocji. Jest to najprostszy, najtańszy i jednocześnie najzdrowszy sposób na przemieszczanie się w mieście. Infrastruktura również temu sprzyja - wszędzie są wygodne ścieżki rowerowe i specjalne rowerowe parkingi. Często też, między innymi w ścisłym centrum, rowery mają pierwszeństwo przed samochodami. Niejednokrotnie byłam świadkiem, jak Szwed lub Szwedka pedałują środkiem ulicy a auta posłusznie wloką się z tyłu. I żaden z nich nawet nie zatrąbi!

W co się ubrać, kiedy chce się pojechać rowerem na kawę do centrum? Najprościej wskoczyć w spodnie lub legginsy - tak zazwyczaj noszą się Szwedki. Ale ile można latać w portkach. :) Wymyśliłam zatem sukienkę na rower. Z czerwonej dzianiny przywiezionej z Polski.

Sukienka miała być prosta, wygodna, nie krępująca ruchów, nie za szeroka, ale też nie za wąska - taka, żeby nie powodowała poczucia dyskomfortu przy wsiadaniu na rower lub przy mocniejszych podmuchach wiatru. I koniecznie musiała mieć kieszenie. Kieszenie to cudowny wynalazek ludzkości. :) 
I taka dokładnie jest!




Przy konstrukcji posiłkowałam się wykrojem topu 131 z Burdy 6/2012, ale tak naprawdę tylko ramiączka pozostały niezmienione. Cała reszta, zaszewki gorsowe, talia i cały dół są efektem mojej własnej inwencji. Chodziło głównie o to, żeby sukienka nie przybrała kształtu worka, tylko spływała w dół lekko zaznaczając figurę.
Szyłam oczywiście na maszynie - jak wiadomo, oddałam owerloka do sklepu i muszę powiedzieć, że podczas tworzenia tej sukienki (przypominam, że jest z dzianiny) ani razu za nim nie zatęskniłam. Moja nowa maszyna ma naprawdę dobre (czytaj funkcjonalne) ściegi owerlokowe i rewelacyjnie wyważone pokrętło docisku stopki - nie potrzeba wiele wysiłku, żeby otrzymać równy, mocno elastyczny i jednocześnie estetyczny szew. Za to nici ze szpulki znikają w mgnieniu oka! ;) A ponieważ nici kupowałam tutaj - wyszło na to, że stały się najdroższym elementem projektu: koszt tkaniny w przybliżeniu to 3-4zł, koszt nici prawie 30zł. Tak, naprawdę czas przestać narzekać na polskie ceny...
 


Górny brzeg sukienki nie może się rozciagać (w równej mierze co ramiączka "trzyma" konstrukcję), zatem podszyty jest paskiem bawelnianego płótna.

Sukienka zaliczyła już swoją pierwszą jazdę rowerem, ale sesja zdjęciowa powstała w miejscu, do którego musiałam dojechać autem - w pięknym miasteczku Söderköping. W centrach wielu szwedzkich prowincjonalnych miast są takie cukierkowe domy:





Jak się okazuje, sukienka pasuje równiez na wycieczki bliższe i dalsze a także na spacery z psem! I na dodatek wzbudza zainteresowanie, wciąż łapię na sobie czyjś wzrok. Cóż, skoro to wzrok przystojnego blondyna, to nie ma się czym martwić. Prawda? ;)