Moja psica Jimbo delektuje się Szwecją tak intensywnie, jak tylko potrafi swoim prawie dwunastoletnim sercem. Pierwsze dwa tygodnie były ciężkie - całkiem obce zapachy, obce mieszkanie, obcy ludzie, konieczność częstszego chodzenia na smyczy sprawiły, że kudłata była całkowicie zbita z tropu i niepewna siebie. Jednakże powoli oswoiła się z otoczeniem i dziś znów zachowuje się jak władca całej dzielni. Raz pozwoliła sobie nawet pogonić zająca! (Swoją drogą, zając chyba nawet nie zauważył, że jest ścigany, nie ta prędkość.)
Żeby czuła się jeszcze lepiej, postanowiłam uszyć jej nowe, eleganckie posłanie. Prostą, pikowaną matę w kolorze czarnym, wygodną do przenoszenia, pasującą i do auta, i na trawę. Łatwą do prania i podkreślającą mroczny charakter użytkowniczki... ;)
Projekt prosty, jak wszystkie moje wytwory: wierzch to gruba bawełna, środek składa się z sześciu warstw cienkiego polaru. Ciekawa byłam, jak sprawdzi się w takim "heavy-duty" szyciu maszyna elektroniczna, bo w internecie (raczej na polskich stronach niż zagranicznych) wciąż pokutuje przekonanie, że do ciężkich zadań elektroniki się nie nadają. Cóż, pikowanie zajęło mi 5 minut i nie wygląda, żeby maszyny zgubiła choć jeden ścieg; jedyne, na co mogę narzekać, to brak stopki z górnym transportem.. Choć najlepszy byłby pewnie i tak jakiś pfaff z IDT* ;)
Oto mata w całej krasie. Wykończenie nie jest hiper dokładne, ale Jimbo nie ma zastrzeżeń.
Wzięłam dziś matę na nasz zwykły, codzienny spacer z nadzieją, że w dobrych warunkach oświetleniowych uda się zrobić kilka zdjęć dla publiczności. ;) Niestety - o ile w domu Jimbo leży na nowym posłaniu kiedy tylko się da (dziś rano nie próbowała nawet przemocą wedrzeć się do łóżka, kiedy Pan wyszedł do pracy i zostawił swoją połowę pustą i ogrzaną, po południu z kolei zignorowała miejsce pod biurkiem i w końcu miałam miejsce na nogi), tak na zewnątrz preferuje sjestę na świeżej trawie - siedziałam na ławce dłuższy czas i myślałam, że głupio fotografować psie wyrko bez psa, psa, który na domiar złego uważa, że dźwięk aparatu to sygnał przywołania i przyzwolenia na wylizanie obiektywu.
Myślę, że mogłabym wynajmować Jimbo na treningi papparazzich - końcowy egzamin polegałby na zrobieniu jej nieporuszonego zdjęcia!
Z pewnymi trudnościami udało się pstryknąć fotkę:
A potem opuściłyśmy ławkę i poszłyśmy na łono natury; tam psica pozbyła się smyczy, pogoniła kilka owadów, obwąchała krzaczki i w końcu, uszczęśliwiona, na ułamek sekundy rzuciła się na matę:
Zdjęcie się udało :)
* Jedna z dwóch maszyn, które kupiłam przed wyjazdem, to właśnie pfaff z IDT.** Jednakowoż jest to akurat ta maszyna, która została w Polsce, bo jechał z nami pies i nie było miejsca na nic więcej niż wymagana konieczność.
** IDT - Integrated Dual Transportation system - wbudowany górny transport w maszynie do szycia, patent Pfaffa.