niedziela, 8 kwietnia 2012

Na zielonej trawie wszystkie kwiatki rosną



Tę starą prawdę wyjawiła mi kilka lat temu sprzedawczyni z ulicznego straganu z okularami przeciwsłonecznymi na kaliskim rynku. :) Nie mogłam się oprzeć kompulsywnej potrzebie wydania pieniędzy ;), ale obawiałam się zakupu pary w kolorze szmaragdu, która teoretycznie nie bardzo miała mi pasować do ówczesnych ubrań. Jednakże dałam się przekonać, bo rada o trawce i kwiatkach wydała mi się twórcza - czasem najciężej zauważyć najprostsze rzeczy a przecież nawet najwięksi projektanci lubią kopiować naturę. :)

Uszyłam ostatnio prostą spódnicę z połowy koła. Spódnice to część garderoby, której niedobór odczuwam niezależnie od posiadanej liczby. :) Udało mi się kupić w olbrzymich ilościach i za pół darmo (39zł za 12 metrów!) grube płótno i postanowiłam nie oszczędzać na nim. Spódnice kloszowe i półkloszowe zjadają o wiele więcej tkaniny niż krojone prosto, ale za to zupełnie inaczej się układają, ładnie opływają figurę i są niesamowicie proste do uszycia. Ale o szczegółach napiszę innym razem, bo dziś mam świeżutkie zdjęcia poglądowe. :)

Nie miałam pomysłu na sesję do posta, gdy wpadł mi w oko stół w kuchni z wyłożonymi warzywami.



Kiedy patrzę na zdjęcie, przypominają mi się podstawy plastyki - mamy tu kompozycję kolorów podstawowych (czerwień, zieleń) i pochodnych (pomarańcz i fiolet). Pewnie dlatego mimo pozornej pstrokacizny całość sprawia wrażenie harmonii. Nie jest też nudno, bo jeden z kolorów - fioletowy z torebki foliowej - jest wyraźnie rozbielony i odrobinę przełamuje intensywność reszty barw. Wielcy nieobecni - żółcień i niebieski - kryją się w pomarańczu i owym fiolecie. Mamy komplet. Przyroda potrafi bawić się kolorem. ;)

Więc kiedy już przyszło do fotografowania czerwonej spódnicy sprawa była prosta. Z premedytacją włożyłam szafirowy sweter, natomiast zielony płaszcz noszę zawsze, zatem stylizacja jest całkiem naturalna. :) Podczas fotografowania w kadr wpakowały się kurtki przypadkowych przechodniów i rikszarz - traf chciał, że w barwach odpowiadających motywowi przewodniemu sesji. To się nazywa mieć szczęście! Całość spina neutralna szarość ulicy Piotrkowskiej. I jest nieźle.



A tu fotka z jednego z podwórek. Siostra poszalała z aparatem i ustrzeliła ładny obrazek.



Po sesji kieca wróciła na wieszak i czeka na post ze szczegółami technicznymi. :)



A ja idę jeść żurek. Wesołych Świąt!


1 komentarz :

  1. Świetnie wygląda ta czerwona spódnica! Niby jest najbardziej dominująca, ale świetnie uwydatnia inne kolory na Tobie :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń