Maszyna do szycia marki Silvercrest dostępna w sieci marketów Lidl święci triumfy na wszelkich forach i blogach robótkowo-szyciowych już od dłuższego czasu. Bo jak tu jej nie pożądać, kiedy wychodzą spod jej igły stroje tak piękne jak
te Marchewkowej? ;) Jednakże posiadając od kilku lat niezawodną
janome nie miałam zamiaru kupować kolejnej maszyny o podobnych możliwościach.
Ale gdy w polskich oddziałach Lidla po raz pierwszy pojawił się 4-nitkowy owerlok Silvecrest, nie mogłam się oprzeć chęci posiadania a szanowny małżonek widząc chyba mój wzrok pojechał do sklepu i w dzień wprowadzenia towaru do sklepów kupił i przywiózł do domu upragnioną niespodziankę. ;)
Trzeba przyznać, że z zewnątrz owerlok nie przypomina zupełnie urządzeń z tzw. niskiej półki.
Ładnie wykończona plastikowa obudowa sprawia pozytywne wrażenie. Owerlok jest fabrycznie wyposażony w cztery różnokolorowe szpulki z nićmi, które są już przewleczone, tak więc od razu można usiąść i wypróbować pierwszy ścieg. Dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z tego typu maszynami, jest to miłe udogodnienie. Różne kolory pozwalają prześledzić tor każdej z nici i jej usytuowanie w poszczególnych ściegach i jednocześnie ułatwiają wyregulowanie naprężenia. Potem, gdy chcemy już szyć własnymi nićmi, wystarczy je przywiązać do fabrycznych i przeciągnąć przez cały system. W ten sposób koszmar amatorów, czyli samodzielne nawlekanie owerloka, może się zdecydowanie opóźnić w czasie aż do momentu, gdy zaznajomimy się ze schematami nawlekania i koszmar z Freddiego Krugera zmieni się w zwykłego stracha na wróble. ;)
A teraz najważniejsze, czyli szycie. Owerlok podłączony do prądu zaczyna szyć bez kłopotów, choć po długim czasie spędzonym przy maszynach z wyższej półki odczuwam pewien delikatny dyskomfort. Dźwięk wydawany podczas pracy jest "kanciasty", lekko toporny, co skutkuje wyższym poziomem hałasu (ale absolutnie nie jest zagłuszający). Poza tym irytującym jest, że po naciśnięciu pedała maszyna nie rusza od razu tylko przez 2 sekundy warczy stojąc w miejscu. Przyznaję, że używając mojej janomki odzwyczaiłam się od podobnych niedogodności. Ale to właściwie drobiazgi i być może marudzę, bom zbyt rozpieszczona przez marki z wyższej półki. Jakość ściegów jest zadowalająca i przy cienki i przy grubszych tkaninach. Nóż (który notabene można odpiąć) jest ostry i nie strzępi tkaniny, ściegi rolujące ładnie wykańczają nawet przy minimalnej liczbie nitek (dwóch). Dodatkowo można dość dowolnie manipulować długością i szerokością ściegu, regulować docisk stopki i odcinać nici przy pomocy wbudowanej obcinaczki. Podsumowując - rzetelnie zrobiona maszynka choć bez fajerwerków.
Jedynym poważnym minusem owerloka jest fatalna instrukcja. Dołączona jest w formie papierowej książki, otrzymujemy w zestawie także anglojęzyczny film dvd z polskimi napisami. Jakość tłumaczenia obu nośników jest naprawdę tragiczna i szczerze współczuję osobom bez znajomości angielskiego - na filmie napisy nie tłumaczą nawet połowy tego, co powiedziała lektorka. Mylony jest też termin "ścieg" ze szwem - zdecydowanie widać, że tłumaczenia podjął się ktoś bez znajomości szycia.
W papierowej wersji błędów jest jeszcze więcej. Oprócz pomieszania nazewnictwa zdarzają się niestety błędy rzeczowe (również w wersji angielskojęzycznej) - np. "2-nitkowe obrzucanie ściegiem" (tak, tu możemy się śmiać) ze strony 65 nie uda się, jeśli zgodnie z instrukcją ustawimy szerokość ściegu na R - działa bowiem przy ustawieniu S.
Pomijam fakt, że podawane w instrukcji naprężenia poszczególnych nici do danego ściegu też nie odpowiadają rzeczywistości. Nić "żółtą" zawsze muszę podkręcić o mniej więcej 1,5 punktu. Ale być może jest to już kwestia "osobnicza" mojego egzemplarza.
Na koniec ostatni minus za to, że z instrukcji nie można zrezygnować. Na obudowie nie ma porządnej ściągi ze wszystkich ściegów - niestety albo nauczymy się ich na pamięć, albo polubimy pracę z papierami pod ręką.
Reasumując, czy warto kupić owerlok Silvercrest? Lepsze marki podobną funkcjonalność oferują za conajmniej dwa razy wyższą cenę. Cóż, ekonomia ważna rzecz, więc chyba warto przymknąć oko na pewne minusy. Choć moim marzeniem pozostaje 5-nitkowy owerlokowy kombajn z wbudowanym górnym przeplotem i ściegami drabinkowymi, to jego ośmiokrotnie wyższa cena każe patrzeć na Silvercrest bardziej przychylnie. Wygląd ubrań i tak w głównej mierze zależy od talentu. Jeśli nie ja, to na pewno udowodni to Marchewkowa. :)
EDIT czerwiec 2012:
Tu jest post o tym, jak się zakończyła moja historia z owerlokiem. Przeczytaj koniecznie!