Ponoć najstarsza tkanina, jaką udało się odnaleźć archeologom, liczy około 5500 lat i pochodzi z Egiptu. O ile się dowiedziałam, wykonano ją z lnu i namalowano na niej polowanie na hipopotamy. To porządny wyrób - w jednym centymetrze jest 48 nici osnowy i 64 nici wątku (dane podaję za "Dawnym tkactwem" Jerzego Kamrowskiego). Pewnie dlatego przetrwała do naszych czasów.
Nie wiem, ile wytrzymają współczesne tkaniny. Jak wszystko, co jest wytwarzane szybko, tanio i seryjnie, są produktami do szybkiego zużycia - tak, aby mogły je zastąpić coraz to nowsze. Oczywiście są też tekstylia wyjątkowe - zaprojektowane z czystej potrzeby estetyki i piękna, niejednokrotnie są utkane i ufarbowane ręcznie w małych manufakturach, bywają też produkowane w fabrykach ale za to opatrzone często nazwiskiem designera. Wartość wysiłku ludzi włożonego w ich tworzenie zwielokrotnia wartość budulca, z jakiego zostały zrobione.
Nie wiem, ile wytrzymają współczesne tkaniny. Jak wszystko, co jest wytwarzane szybko, tanio i seryjnie, są produktami do szybkiego zużycia - tak, aby mogły je zastąpić coraz to nowsze. Oczywiście są też tekstylia wyjątkowe - zaprojektowane z czystej potrzeby estetyki i piękna, niejednokrotnie są utkane i ufarbowane ręcznie w małych manufakturach, bywają też produkowane w fabrykach ale za to opatrzone często nazwiskiem designera. Wartość wysiłku ludzi włożonego w ich tworzenie zwielokrotnia wartość budulca, z jakiego zostały zrobione.
Wełniak od Babci, który dziś pokazuję na zdjęciach, też ma wartość większą, niż wełniane włókna będące jego wątkiem. To jest ów kilim, o których wspominałam w poście przy okazji prezentacji szydełkowego obrusa. Pierwotnie był dwoma pasiastymi kilimami, ale dawno temu Babcia je zszyła i ozdobiła żółtą taśmą. Powstał ponad sześćdziesiąt lat temu - utkała go własnoręcznie prababcia na swoim domowym krośnie. Prababcia mieszkała w Lutosławicach, w dawnym województwie piotrkowskim, zajmowała się tkactwem i wytwarzała wiele tkanin, grubszych i cieńszych, wełnianych i lnianych, o najróżniejszym przeznaczeniu. Zanim przystąpiła do pracy, woziła najpierw do Jarostów surowiec do uprzędzenia (tam było ponoć najtaniej), zaś farbowanie odbywało się w pięknym Wolborzu. Wełniak też odbył taką drogę.
Wzory są wzięte z tradycji łowickiej. Tak twierdzi Babcia, a ja nie dyskutuję. :) Skąd jej matka wpadła na pomysł wyrobienia pasów w ten sposób i w takie gamie kolorystycznej? Nie wiadomo. Łowicz leży bardzo daleko na północ od Lutosławic, a po drodze jest jeszcze Łódź. Wprawdzie do Łodzi zjeżdżali masowo ludzie z całego regionu, ale nie sądzę, żeby w tym wypadku ich wpływy dosięgły małej wioski w Piotrkowskiem. Trendy szły wtedy raczej w stronę miasta niż odwrotnie.
A jakie miał przeznaczenie? Sam termin "wełniak" może oznaczać po prostu tkaninę wełnianą. Może być również zimowym strojem kobiecy z wełny - bo tak się nazywała damska suknia nie tylko w regionie łowickim, ale również np. w sieradzkim. Tu jednak wełniak (jeszcze przed pozszywaniem) miał podobno spełniać rolę okrywającą ramiona - ale w taki wypadku mówimy chyba o zapasce, którą noszono w dwojaki sposób, jako fartuch i jako pelerynę. Jednak zapaska jest marszczona. Kto wie, może nie doszło do marszczenia, a może marszczenie ktoś usunął w miarę upływu lat i zmieniających się potrzeb? Przeróbki w końcu zawsze były i są tańsze. ;)
I właśnie dzisiaj wełniak znów zmienił swą funkcję i stał się narzutą na łóżko:
A jakie miał przeznaczenie? Sam termin "wełniak" może oznaczać po prostu tkaninę wełnianą. Może być również zimowym strojem kobiecy z wełny - bo tak się nazywała damska suknia nie tylko w regionie łowickim, ale również np. w sieradzkim. Tu jednak wełniak (jeszcze przed pozszywaniem) miał podobno spełniać rolę okrywającą ramiona - ale w taki wypadku mówimy chyba o zapasce, którą noszono w dwojaki sposób, jako fartuch i jako pelerynę. Jednak zapaska jest marszczona. Kto wie, może nie doszło do marszczenia, a może marszczenie ktoś usunął w miarę upływu lat i zmieniających się potrzeb? Przeróbki w końcu zawsze były i są tańsze. ;)
I właśnie dzisiaj wełniak znów zmienił swą funkcję i stał się narzutą na łóżko:
Można się położyć, choć bardzo drapie. ;) Cóż, uroki czystej, owczej wełny. Za to napawanie melanżem barw to już sama przyjemność. I ta świadomość pracy, jaką włożono w jego wykonanie, staranność tkania, żywość barw - pamiątka dawnych czasów, która trwa i daje świadectwo o życiu.
I o niciach. ;)
I o niciach. ;)
Przepiękne kolory, mam słabość do takich zestawień. Aż dziw bierze, że pomimo wiekowości tego kilimu kolory są tak intensywne. Samo bogactwo barw jest również zaskakujące, zdawać by się mogło że to domena "naszych czasów".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zanim zapytałam Babci o datę powstania, dawałam mu najwyżej 30 lat, a to tylko dlatego, że taśma trzyma się ciut gorzej, zbladła. A tymczasem niespodzianka, taśma nowa, wełniak emeryt :)
OdpowiedzUsuńPiękna tkanina :)
OdpowiedzUsuńSliczna tkanina, bardzo mocna,piekna kolorystyka, dla mnie bardzo jest zawsze wazna !, ale rzeczywiscie ta welna gryzie, ale nigdy nie zostanie zmieniona jako tkanina , tak jak Jeans ,
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ,:)))
Niezwykła tkanina z przepiekną historią. Jestem pod wrażeniem! kolory są wspaniałe! Pięknie sprawdza się wełniak jako narzuta; dbaj o niego, może posłuży jeszcze następnemu pokoleniu?
OdpowiedzUsuńMoja ciocia hodowała owce; pozyskiwała wełnę i po zgręplowaniu sama przędła na kołowrotku nić; potem wytwarzała swetry i skarpety :) ale to raczej rzemiosło, a tu mamy do czynienia ze sztuką :)
Mam właśnie taki zamiar, stać na straży, żeby nic mu się nie stało. :) W końcu to element kultury ludowej, która ponoć zanika (choć jakoś nie chce mi się w to wierzyć, jak widzę jak dziewczyny przędą i tkają :D)
OdpowiedzUsuńPrzekażę Babci pochwały, będzie zachwycona (nadal o swojej mamie mówi z czułością, po tylu latach).
Muszę cześciej do Ciebie zaglądać: dużo sie tutaj uczę i zachwycam.Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa i zapraaaaaaaaszam gorąco! Twojego bloga lubię bardzo :)
OdpowiedzUsuń