Upodobanie do samodzielnego szycia z pewnością odziedziczyłam w genach i to od obojga rodziców. Mama mamy - babcia Helena - była zawodową krawcową. Niestety urodziłam się za późno, żeby ją poznać, ale mam sukienkę jej autorstwa - granatową princeskę z kołnierzykiem obszytym koronką. Z dzieciństwa pamiętam za to szyjącego hobbystycznie tatę obdarzonego naprawdę dużym talentem krawieckim. Ubrania, które szył dla mnie oraz dla mamy i siostry, były zawsze idealnie wykończone i budziły zazdrość u innych kobiet z rodziny. ;) Dziś ojciec skupia się jedynie na sporadycznych poprawkach, ale nadal tkwi we mnie obraz mężczyzny przy hałaśliwym Łuczniku 541 i sprawia, że zawód krawca nie był i nie jest dla mnie domeną ściśle kobiecą.
Odziedziczone geny chwalę sobie bardzo i chętnie kontynuuję tradycję szyciową. ;) Oto długiej przerwie wróciłam do miłej tortury czyli opracowywania muslinu, o którym wspomniałam już w poście "Make a muslin? ;)". Myślę, że nadszedł czas na podzielenie się pierwszymi wnioskami z pracy.
Odziedziczone geny chwalę sobie bardzo i chętnie kontynuuję tradycję szyciową. ;) Oto długiej przerwie wróciłam do miłej tortury czyli opracowywania muslinu, o którym wspomniałam już w poście "Make a muslin? ;)". Myślę, że nadszedł czas na podzielenie się pierwszymi wnioskami z pracy.
Na warsztat wzięłam gotowy wykrój z Burdy - model 104 z numeru 2/2011. Model prosty i na tyle uniwersalny, że jego poprawiony wykrój mógłby służyć jako baza do wielu strojów. Wydawało się, że w tym przypadku zbyt szerokie ramiona to jedyny problem, z jakim muszę się zmierzyć, jednakże zwężenie ramion zapoczątkowało serię kolejnych poprawek - trzeba było przesuwać i skrócić zaszewki (póki co tylko z przodu), wydłużyć ramiączka, modyfikować podkroje pach... i naprawdę zaczynam zastanawiać się, czy jednak zrobienie własnej konstrukcji nie byłoby rozwiązaniem najlepszym i zdecydowanie mniej czasochłonnym. :) Być może mogłam zaniechać niektórych zmian, ale gdy w krew wpisana jest skłonność do perfekcji i jednocześnie poziom autokrytyki nie pozwala przymknąć oka - wtedy nie ma innego wyjścia poza dłuższą i cięższą pracą. ;) Jednak bardzo motywuje mnie nadzieja na końcowy efekt, bo widzę, że z każdą przymiarką muslin leży coraz lepiej.
Na zdjęciach uwieczniłam pewien etap prac - zmodyfikowany przód jest wycięty, tył też już właściwie gotowy do wycinania - wcześniej miałam nadzieję (płonną), że plecy nie wymagają zmian, ale kolejna przymiarka brutalnie odsłoniła prawdę. Ciąg dalszy nastąpi. :)
Na zdjęciach uwieczniłam pewien etap prac - zmodyfikowany przód jest wycięty, tył też już właściwie gotowy do wycinania - wcześniej miałam nadzieję (płonną), że plecy nie wymagają zmian, ale kolejna przymiarka brutalnie odsłoniła prawdę. Ciąg dalszy nastąpi. :)
Garść doświadczeń z przerabiania wykrojów dla tych, którzy jeszcze tego nie robili:
- papier - do odrysowania wykroju z Burdy (lub innego żurnalu) przydaje się półpergamin, do modyfikacji (lub robienia własnych konstrukcji) papier pakowy lub tzw. szary; ja naklejam wycięty z półpergaminu wykrój na papier i na tej bazie rysuję poprawki - na zdjęciach widać dokładnie mój styl dokładnie ;
- wiadomo, bez linijki i pisaków się nie obejdzie; krzywiki - cóż, okazuje się, że mam na tyle wyćwiczoną rękę, że na razie nie były mi potrzebne;
- nożyczki do papieru (inne niż do cięcia tkaniny!) - tu nie muszę tłumaczyć;
- klej biurowy przyda się do podklejania części;
- warto zapisywać sobie na boku uwagi dotyczące kolejnych kroków - kiedy w trakcie przymiarki muslinu okazuje się, że tu trzeba dodać 1cm a tam 2cm, natomiast jeszcze gdzie indziej zaszewka jest za wysoko, poleganie tylko na pamięci może sprowadzić kłopoty, lista zmian pozwala kontrolować przebieg modyfikacji i w razie potrzeby je cofnąć;
- w trakcie pracy nie trzeba być od razu superprecyzyjnym - warto dobrze odmierzać odległości, ale w trakcie opracowywania muslinu chodzi tylko o dopasowanie do własnej figury, wyeliminowanie niepotrzebnych zmarszczek, odstających dekoltów itp.; nieskazitelne linie wskazane są dopiero przy opracowywaniu ostatecznej wersji
No i na koniec najważniejsze - dobrze zaopatrzyć się w odpowiednią literaturę, która poprowadzi nas przez gąszcz konstrukcyjnych pułapek. ;) Książek krawieckich mam mnóstwo, ale chciałabym szczególnie polecić tę:
"Szycie moim hobby" Barbary Ignatowskiej jest kompletnym podręcznikiem nauczającym konstrukcji oraz metodologii krojenia i szycia, zawiera również rozdział dotyczący poprawek gotowego wykroju. Cała książka jest jasno i rzetelnie opisana, przydała mi się już nie raz i chętnie z nią pracuję. Polecam poszukującym wiedzy praktycznej i przystępnie podanej. :)