niedziela, 25 grudnia 2011

Bomb-kowo!






Myślicie, że Polska nie ma żadnej dziedziny, w której przoduje na świecie i którą można się pochwalić przed znajomymi obcokrajowcami?
Mylicie się. :)
Polska jest znana z przepięknych, szklanych, wyrabianych ręcznie(!), bombek choinkowych. Gdy w większości polskich mieszkań rodacy zadowalają się (jak zwykle) plastikową chińszczyzną, gdzieś w świecie szklane bombki z Polski osiągają ceny, które niejednych wprawiłyby w zadziwienie; za najdroższe trzeba zapłacić nawet kilkaset dolarów. Kupują je sławni i bogaci - ponoć nawet Michael Jackson miał je na choince. :) Bombki doceniają również politycy - w zeszłym roku nasz prezydent Komorowski podarował bombkę samemu Barackowi Obamie. :P

Na szczęście polskie bombki są i u nas dostępne, pojawiają się nawet w hipermarketach, choć często nie są to najciekawsze modele. Zazwyczaj mamy do czynienia z okrągłymi, klasycznymi kulami, na których poziom zdobień nie jest najwyższych lotów, odwzorowania pejzażu i postaci trącą kiczem (w złym tego słowa znaczeniu). Ale zdarzają się niespodzianki, ale o tym później.

W poszukiwaniu pięknych bombek warto zatem wyjść poza molochy sklepowe i zacząć szukać Na jednym z takich kiermaszów udało mi się upolować przepiękną bombkę z wymalowaną Świętą Rodziną. Jestem nią niezmiennie zauroczona od kilku ładnych lat i drżę na myśl, że mogłaby się stłuc.



Najsłynniejszą firmą z branży ozdób choinkowych jest Komozja. Mam akurat jedną z ich bombek, udało mi się dokonać zakupu po całkiem przyzwoitej cenie i w całkiem nieoczekiwanym miejscu - na stoisku świątecznym Castoramy. :)






Prawda, jaka piękna papużka? :)

Mam nadzieję, że nie skończy się na jednej sztuce, choć rok temu budziły niepokój doniesienia o upadłości układowej firmy. Szkoda by było, gdyby zniknęli - ich produkty to prawdziwe dzieła sztuki. Póki co, nadal można upolować ich cuda.

Alternatywą do gotowych bombek są oczywiście bombki ręcznie robione - ozdabiane techniką decoupage, malowane, wyszydełkowane lub frywolitkowe. Jak zwykle, ogranicza nas w tej dziedzinie tylko wyobraźnia. :) Ja już się w to nie bawię, ale chętnie podziwiam cudze dzieła.


Linki:

Wesołych Świąt!



środa, 21 grudnia 2011

A może ludowa kiecka?




Czytałam ostatnio ciekawy wywiad z Anną Tatarkiewicz, publicystką "Polityki" i "Forum", w którym zastanawiano się, czemu wstydzimy się chłopskiego pochodzenia. Wieś jest w rodowodzie źle widziana i Polacy chętniej zmieniają się w mieszczuchów z dziada pradziada, najlepiej z przodkiem szlachcicem. ;) Jednakże z tekstu wynika, że dzisiejsze społeczeństwo to w przeważającej części potomkowie chłopów.
Czy to ma znaczenie? Człowiek przez większą część życia sam stanowi o sobie i jeśli jest wystarczająco inteligentny, miejsce urodzenia może go tylko ubogacić szerszym spojrzeniem na wiele spraw. Szlachectwo postępowania i czystość myśli nie ma dużego związku z posiadanym herbem.

Po tym krótkim wstępie chciałabym zaprezentować spódnicę, którą uszyłam ponad pół roku temu i dotąd na blogu nie pokazywałam (choć niektórzy być może już ją znają ;)). Spódnica wg wykroju Burdy 10/2010, model 117.




I wykrój i fason absolutnie prosty do szycia, więc nie ma się za bardzo nad czym rozwodzić. Jedyne, co mnie zastanowiło, to polecana przez Burdę tkanina - miał być tweed i takiż kupiłam. Jednakowoż gotowa spódnica dużo odbiega od burdowej wersji, jest bardziej obfita, choć nic w wykroju nie zmieniałam. Nie szkodzi. W największe mrozy grzeje jak kołdra a moja figura wciąż toleruje optyczne pogrubianie. ;)


A czemu pokazuję ją w temacie "chłopskim"? Ano dlatego, że kilku moim znajomym skojarzyła się z ludową kiecką. :)
I mnie podczas szycia chodziły po głowie podobne wizje, choć właściwie moja spódnica z ludowością ma wspólne jedynie fason - czyli wykrój na planie prostokąta o dłuższym boku długości co najmniej 2,5 metra oraz marszczenie w pasie. Wzór na tkaninie nie jest ściśle tradycyjny, jeśli mowa o strojach oficjalnych/świątecznych - na co dzień na pewno nosiło się na wsi także kraty mniejsze i większe. Nowoczesną modyfikacją jest także brak marszczenia z przodu (widać to na zdjęciu - sprytny trik wydobywający optycznie płaski brzuch ;)) - spódnice ludowe były marszczone na całej szerokości. Kieszenie to także "nowy" pomysł.
Ale całościowe wrażenie jednak mówi samo za siebie. :) A gdy dodatkowo zaplatałam warkocz...

Szkoda, że jednak wielu ludzi odżegnuje się od ludowych nawiązań i skojarzeń. Wspominałam już kiedyś, że za granicą nawiązania do wiejskiej stylistyki nie budzą chęci ucieczki. Szwedzkie wzornictwo, tak uwielbiane przez miliony, wzięło wiele ze szwedzkiej wsi - by się przekonać wystarczy odwiedzić pierwszy z brzegu szwedzki skansen. A w (niemieckiej) Burdzie co roku ukazuje się mini kolekcja strojów inspirowanych ludowością. Wieś może być kolejnym bogatym źródłem inspiracji i gładko łączyć się z upragnioną nowoczesnością. Moja kiecka, ludowa-nie-ludowa, udanie połączyła się z kurtką pilotką. Bo w końcu inspiracja nie polega na kopiowaniu, prawda?

Dla ciekawych polecam trzytomowe "Polskie stroje ludowe" Elżbiety Piskorz-Branekowej. Jeśli ktoś myśli, że mamy jedynie łowickie pasiaki i krakowskie serdaki, to tu znajdzie mnóstwo dowodów na zaprzeczenie tej tezy. Korzystajmy z tego bogactwa i definiujmy je na nowo w swych własnych ubraniach.




Linki:

  • wspomniany wywiad z Anną Tatarkiewicz (mam nadzieję, że nie zniknie z sieci)
  • a tu dowód, jak kozacko wygląda łowicki pasiak w terenie w połączeniu ze zwykłymi dodatkami (torbą Furli, okularami D&G...)





wtorek, 6 grudnia 2011

Łódź Design 2011 - Przegląd Szkół część 2




Definicje mówią o tkaninie jako o płaskim wyrobie włókienniczym utworzonym przez układ prostopadle względem siebie przeplatanych nici osnowy i wątku. Jednakże artyści z natury skłonni do przekraczania teoretycznie nieprzekraczalnych granic już dawno od tego odeszli. Pamiętam, jak po którymś Triennale w Muzeum Włókiennictwa jedną z prac było tłuczone szkło ułożone na podłodze w kształt prostokąta. Z klasyczną definicją tkaniny miało wspólne jedynie to, że było płaskim wyrobem. ;)
Studenci z Przeglądu Szkół jeszcze nie zdobyli się na taką odwagę, choć w ich pracach widać gorączkowe poszukiwania nowych rozwiązań, twórczego wykorzystywania nieoczywistych surowców. Jednakowoż podczas oglądania prac nie opuszczało mnie uczucie pewnego znudzenia. "To już było", chciałoby się rzec.
Nie zmienia to faktu, że gorąco polecam obejrzenie kolejnych porcji zdjęć i trzymam kciuki za dalsze poczynania młodych artystów. :)


Pablo Londono Sarria
www.pablolondonosarria.com
Akademia Gerrita Rietvelda (Gerrit Rietveld Akademie), Holandia
kolekcja "Pedes in Orbis" (2011)




Shaun Samson
http://www.shaunsamson.co.uk
Central Saint Martins College w Londynie, Wielka Brytania
kolekcja wiosna/lato 2012
koce meksykańskie, wełna, bawełna, filc







Myrza de Muynck
http://www.myrzademuynck.com
Central Saint Martins College w Londynie, Wielka Brytania
kolekcja jesień/zima "Bieda de lux" (2011)



To jedna z moich ulubionych kolekcji. Standardowe w formie ubrania (dresy!) uszyte z tkanin haute couture. Noszenie takich strojów to próba wyróżnienia się przy jednoczesnej silnej potrzebie dostosowania do grupy. Podwórkowa high fashion. ;)







Helen Bullock
http://www.helenbullock.com
Central Saint Martins College w Londynie, Wielka Brytania
kolekcja jesień/zima (2011)
sitodruk, ręczny malunek, len, bawełna







Właśnie zorientowałam się, że zupełnie umknęły mi prace studentów łódzkiej ASP. Co za niedopatrzenie! A były to ciekawe, "płaskie wyroby". Okazuje się, że 600 zrobionych zdjęć to wciąż za mało, żeby wszystko rzetelnie udokumentować.

W kolejnym, ostatnim już poście z cyklu przeglądu szkół, będą meble. Bardzo fajne, więc tym bardziej zapraszam do śledzenia bloga. :)



czwartek, 24 listopada 2011

Łódź Design 2011 - Przegląd Szkół część1




Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią wrzucam kolejną część materiału z Łódź Design Festival - dziś pierwsza część fotoreportażu z Przeglądu Szkół, którego tematem była tkanina. Okazuje się, że można ją drukować, flokować, zwijać w sznurki i wtedy zszywać w zupełnie nową tkaninę; można ubrać człowieka w tworzywo wykorzystywane do produkcji banerów reklamowych a także cudownie połączyć dwa kompletne przeciwieństwa - filc i organzę.
Popatrzcie, jak rozumieją temat studenci szkół artystycznych - poniżej zamieszczam oprócz zdjęć jedynie najważniejsze informacje dotyczące poszczególnych prac, natomiast ocenę pozostawiam czytelnikowi.


Anna Szklińska

Politechnika Koszalińska
kolekcja "Wiwat Obojętność!" 2010-2011
tkanina z drugiej ręki, technika własna








Dorte Agergaard

www.dorteagergaard.dk
Szkoła Designu w Kolding, Dania
kolekcja "Pure"(2010/2011)
tkaniny i druk cyfrowy




Joshua Enker
Akademia Gerrita Rietvelda (Gerrit Rietveld Akademie), Holandia
kolekcja dyplomowa (2011) - inspirowana strojami japońskich wieśniaków
tworzywo Tyvek, jedwab, bawełna








Marcin Sutuła
Politechnika Koszalińska
praca "Czerwona Róża" (2011)
filc dekoracyjny, organza






Na marginesie, czy nie macie wrażenia, że najpiękniejsze kreacje dla kobiet wychodzą zawsze spod ręki mężczyzny?

C.d.n.


środa, 16 listopada 2011

W potrzebie ciepła






Jeśli nawet wydaje nam się, że wszystko wiemy o wełnie, to owszem, wydaje nam się. ;) Kto wie, że wełna ma również duży udział w pielęgnacji skóry i włosów? Keratyna włókna owczego poddana hydrolizie wykazuje duże powinowactwo do ludzkiego włosa i stosowana w odżywkach odbudowuje go, uelastycznia i wzmacnia. Także lanolina - składnik owczego tłuszczopotu, substancji ochraniającej włos - może, jak się okazuje, równie dobrze ochraniać naszą skórę i włosy. Zatem warto sprawdzać składy kosmetyków; można również kupić keratynę i lanolinę w sklepach z półproduktami kosmetycznymi i samodzielnie sprawdzić ich działanie. Ryzyko niewielkie a efekty mogą zaskoczyć.

Tyle ciekawostek, bo dziś chcę pokazać efekt tradycyjnego wykorzystania wełny, czyli nowy ciuch własnoręcznie uszyty - płaszcz z dzianinowej wełny parzonej na podstawie wykroju 126 z Burdy 1/2011.



Garść informacji dla zainteresowanych szyciem tego modelu:
  • Wykrój jest olbrzymi - przy moim teoretycznym burdowym rozmiarze 38 wykroiłam 36 a mogłam spokojnie wykroić nawet rozmiar 34 a i tak ramiona były zbyt szerokie.
  • Dobra wiadomość jest taka, że szalenie łatwo płaszcz dopasować - wystarczy zwęzić tył na środkowym szwie tyłu, ramiona, podkrój pachy i rękawy od razu wskakują na swoje miejsce i leżą bardzo dobrze :) Nic więcej nie trzeba ruszać, nawet podkroju szyi!
  • jeśli ktoś chce dopasować wykrój do niskiego wzrostu, w celu dopasowania wysokości pasa wystarczy skrócić wykrój między pachą a talią. Teoretycznie drugi punkt skracania jest między ramieniem a pachą, ale w tym przypadku znów odradzam - nie będzie żadnej szkody dla proporcji. Można oczywiście skracać również dowolnie dół płaszcza, ale dopiero wtedy gdy talia jest na swoim miejscu.
Kiedy już przebrniemy przez etap dopasowywania do sylwetki, szycie jest już szybkie, łatwe i przyjemne. Wełna parzona dzięki fabrycznemu spilśnieniu nie wymaga obrzucania a szwy warto wykonać podwójną stębnówką (tzw. wzmocnioną, nie mylić ze stębnowaniem dwiema igłami!), która może w pewnym zakresie naciągać się i pracować razem z dzianiną.
Ja oczywiście musiałam trochę utrudnić pracę i dodatkowo wszyłam do płaszcza kieszenie oraz wszelkie szwy wewnętrzne podszyłam ręcznie. I teraz nie moge się nimi pochwalić, bo słabo je widać. ;P



A teraz uwaga, ta dam! Aire pozuje w płaszczu do zdjęcia:







Do kompletu jest pasek, ale bez paska jest wygodniej. ;) Poły można też spiąć ozdobną broszką. Albo doszyć troczki. Albo...?

I jeszcze linki:


Wpis dedykuję wspaniałym dziewczynom z pewnego zakręconego forum, dzięki któremu wiem o nieznanych dotąd zaletach lanoliny i keratyny. :)


wtorek, 8 listopada 2011

Mmm, herbatka!



Kto by przypuszczał, że mogę mieć szczęście w losowaniu?
Okazuje się, że szczęście sprzyja tym, co grają, a ja w niedawno zakończonej na blogu YarnAndArt candy wygrałam kubek z Bolesławca. :)




Drugie zaskoczenie przeżyłam, gdy okazało się, że w paczce kubkowi towarzyszą saszetki owocowych herbat i słodkości na deser. Ach, jak przyjemnie. :)




Ceramikę bolesławiecką zna chyba każdy, nawet jeśli nie kojarzy nazwy. Nie jest to wzornictwo uniwersalne i dla każdego, bywa ładniejsze i brzydsze, ale ma swój urok i warto je doceniać. Swoją drogą kiedy bywałam w Szwecji, w tamtejszych galeriach niejednokrotnie widziałam o wiele gorszą ceramikę. Różnica polegała na tym, że za granicą tradycja, nawet jeśli wywodzi się ze wsi, nie stanowi powodu do wstydu. ;) My też powinniśmy doceniać i chwalić się naszymi wyrobami.
Mój wygrany kubek szalenie mi się podoba a herbata pita z niego smakuje wybornie. :) DZIĘKUJĘ!




Linki:

Historia candy:
Garść informacji o ceramice bolesławieckiej:



czwartek, 3 listopada 2011

Pierwsza randka z owerlokiem




Maszyna do szycia marki Silvercrest dostępna w sieci marketów Lidl święci triumfy na wszelkich forach i blogach robótkowo-szyciowych już od dłuższego czasu. Bo jak tu jej nie pożądać, kiedy wychodzą spod jej igły stroje tak piękne jak te Marchewkowej? ;) Jednakże posiadając od kilku lat niezawodną janome nie miałam zamiaru kupować kolejnej maszyny o podobnych możliwościach.

Ale gdy w polskich oddziałach Lidla po raz pierwszy pojawił się 4-nitkowy owerlok Silvecrest, nie mogłam się oprzeć chęci posiadania a szanowny małżonek widząc chyba mój wzrok pojechał do sklepu i w dzień wprowadzenia towaru do sklepów kupił i przywiózł do domu upragnioną niespodziankę. ;)

Trzeba przyznać, że z zewnątrz owerlok nie przypomina zupełnie urządzeń z tzw. niskiej półki.




Ładnie wykończona plastikowa obudowa sprawia pozytywne wrażenie. Owerlok jest fabrycznie wyposażony w cztery różnokolorowe szpulki z nićmi, które są już przewleczone, tak więc od razu można usiąść i wypróbować pierwszy ścieg. Dla kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z tego typu maszynami, jest to miłe udogodnienie. Różne kolory pozwalają prześledzić tor każdej z nici i jej usytuowanie w poszczególnych ściegach i jednocześnie ułatwiają wyregulowanie naprężenia. Potem, gdy chcemy już szyć własnymi nićmi, wystarczy je przywiązać do fabrycznych i przeciągnąć przez cały system. W ten sposób koszmar amatorów, czyli samodzielne nawlekanie owerloka, może się zdecydowanie opóźnić w czasie aż do momentu, gdy zaznajomimy się ze schematami nawlekania i koszmar z Freddiego Krugera zmieni się w zwykłego stracha na wróble. ;)

A teraz najważniejsze, czyli szycie. Owerlok podłączony do prądu zaczyna szyć bez kłopotów, choć po długim czasie spędzonym przy maszynach z wyższej półki odczuwam pewien delikatny dyskomfort. Dźwięk wydawany podczas pracy jest "kanciasty", lekko toporny, co skutkuje wyższym poziomem hałasu (ale absolutnie nie jest zagłuszający). Poza tym irytującym jest, że po naciśnięciu pedała maszyna nie rusza od razu tylko przez 2 sekundy warczy stojąc w miejscu. Przyznaję, że używając mojej janomki odzwyczaiłam się od podobnych niedogodności. Ale to właściwie drobiazgi i być może marudzę, bom zbyt rozpieszczona przez marki z wyższej półki. Jakość ściegów jest zadowalająca i przy cienki i przy grubszych tkaninach. Nóż (który notabene można odpiąć) jest ostry i nie strzępi tkaniny, ściegi rolujące ładnie wykańczają nawet przy minimalnej liczbie nitek (dwóch). Dodatkowo można dość dowolnie manipulować długością i szerokością ściegu, regulować docisk stopki i odcinać nici przy pomocy wbudowanej obcinaczki. Podsumowując - rzetelnie zrobiona maszynka choć bez fajerwerków.

Jedynym poważnym minusem owerloka jest fatalna instrukcja. Dołączona jest w formie papierowej książki, otrzymujemy w zestawie także anglojęzyczny film dvd z polskimi napisami. Jakość tłumaczenia obu nośników jest naprawdę tragiczna i szczerze współczuję osobom bez znajomości angielskiego - na filmie napisy nie tłumaczą nawet połowy tego, co powiedziała lektorka. Mylony jest też termin "ścieg" ze szwem - zdecydowanie widać, że tłumaczenia podjął się ktoś bez znajomości szycia.
W papierowej wersji błędów jest jeszcze więcej. Oprócz pomieszania nazewnictwa zdarzają się niestety błędy rzeczowe (również w wersji angielskojęzycznej) - np. "2-nitkowe obrzucanie ściegiem" (tak, tu możemy się śmiać) ze strony 65 nie uda się, jeśli zgodnie z instrukcją ustawimy szerokość ściegu na R - działa bowiem przy ustawieniu S.
Pomijam fakt, że podawane w instrukcji naprężenia poszczególnych nici do danego ściegu też nie odpowiadają rzeczywistości. Nić "żółtą" zawsze muszę podkręcić o mniej więcej 1,5 punktu. Ale być może jest to już kwestia "osobnicza" mojego egzemplarza.
Na koniec ostatni minus za to, że z instrukcji nie można zrezygnować. Na obudowie nie ma porządnej ściągi ze wszystkich ściegów - niestety albo nauczymy się ich na pamięć, albo polubimy pracę z papierami pod ręką.

Reasumując, czy warto kupić owerlok Silvercrest? Lepsze marki podobną funkcjonalność oferują za conajmniej dwa razy wyższą cenę. Cóż, ekonomia ważna rzecz, więc chyba warto przymknąć oko na pewne minusy. Choć moim marzeniem pozostaje 5-nitkowy owerlokowy kombajn z wbudowanym górnym przeplotem i ściegami drabinkowymi, to jego ośmiokrotnie wyższa cena każe patrzeć na Silvercrest bardziej przychylnie. Wygląd ubrań i tak w głównej mierze zależy od talentu. Jeśli nie ja, to na pewno udowodni to Marchewkowa. :)


EDIT czerwiec 2012:
Tu jest post o tym, jak się zakończyła moja historia z owerlokiem. Przeczytaj koniecznie!                                                                        

poniedziałek, 31 października 2011

Działo się - Łódź Design Festival 2011





Kiedy do Łodzi przyjeżdża dobre wzornictwo, to naprawdę grzech tego nie zobaczyć. :) Łódź Design Festival 2011 - to już piąta edycja - właśnie się skończył a zostało po nim dużo wrażeń i ponad 600 zdjęć.
Będą kolejne posty, bardziej szczegółowe i tematyczne, gdy tylko uporządkuję przeogromny materiał, jaki uzyskałam wspólnie z mężem. ;D

Tymczasem kilka spontanicznie wybranych fotografii na rozgrzewkę:


Fragment kolekcji Modus Vivendi Moniki Jaworskiej (www.jaworska.com.pl)


Dywan NODUS od AZE Design


Moja miłość (na razie niespełniona) Flowerpot Vernera Pantona :)


Fragment jednej z prac z Przeglądu Szkół - tematem przewodnim była w tym roku tkanina. O tej wystawie będzie osobny post.


Lampa Shell z tworzywa corian, projekt Przemysław Stopa.


Z ikeowskich maskotek można zrobić siedzisko - proj. Marta Przybylska. Prawda, że świetne?


A tu miałam zapamiętać autora. I nie zapamiętałam.


Algue Screen, proj. Ronan i Erwan Bouroullec (Vitra)


Fragment ekspozycji Ludzka przestrzeń/zmiana (autorzy Gosia Golińska i Remigiusz Biernacki).


Aire dokumentująca słonie Richarda Huttena (NgispeN) ;D


Ogółem było co oglądać, teraz jest o czym pisać i co krytykować. ;) Ale o tym potem. Stay tuned.


czwartek, 6 października 2011

Owen Jones "Ornament"





Umiejętność szycia, dziergania, szydełkowania, tkania jest tylko umiejętnością techniczną. Każdy się może nauczyć, podobnie jak obierania ziemniaków. ;)
Żeby stworzyć piękną rzecz wykraczająca poza ramy estetycznej schludności, potrzebny jest talent (rzecz niemierzalna). A żeby talent się nie zgubił wśród rozmaitych wizualnych bodźców, nieodzowną staje się rzetelna dawka wiedzy teoretycznej z zakresu sztuk pięknych (a czasem i techniki). ;)

"Ornament" Jonesa został wydany po raz pierwszy w 1856 roku i powstał w celu usystematyzowania wiedzy na temat charakterystycznych cech zdobniczych kilku krajów europejskich oraz Bliskiego Wschodu. O ile pamiętamy z historii, w XIX wieku we wzornictwie i architekturze królował eklektyzm, natomiast Jones postanowił swoim kompendium przeciwdziałać bezmyślnemu mieszaniu mieszaniu elementów pochodzących z różnych źródeł. Trzeba przyznać, że wykonał olbrzymią pracę i jego praca może wciąż doskonały podręcznik stylu dla młodych. Ponoć była inspiracją nawet dla wielkiego architekta, Franka Lloyda Wrighta. :)

Co znajdziemy w książce? Szczegółowy przegląd wzornictwa - m.in. egipskiego, greckiego, pompejańskiego, arabskiego, tureckiego, chińskiego, włoskiego - obejmującego architekturę, ceramikę, kowalstwo i oczywiście TEKSTYLIA. :D Zobaczymy np. skąd się wziął znany wzór paisley. Wszystkie rozdziały są bogato ilustrowane, większość ilustracji jest kolorowych. Wydanie współczesne opatrzone jest dodatkowymi komentarzami pozwalającymi czytelnikowi na szersze zrozumienie kontekstu. Reasumując książka jest i do czytania i do oglądania.




Moim zdaniem eklektyzm sam w sobie nie jest złym i mieszanie może dać zupełnie nową, interesującą jakość. Tak jak mieszanie czerwieni z żółcieniem daje kolor pomarańczowy. ;) Jednakże wiedza jak wygląda czysty styl, dajmy na to, mauretański, pozwala stosować jego ozdobniki z większą świadomością. Znać po prostu receptę na ten pomarańcz. ;)
Choć i tak nie uciekniemy od cudzych wpływów, ale to już chyba temat dla antropologa kultury.

Swoją drogą - czy ktoś zgadnie, skąd pochodzi poniższa tkanina?




Rozwiązanie podam w poście za jakiś czas, a tymczasem polecam książkę i wracam szybko do dalszej lektury. :)


7.10.2011
Podaję odpowiedź - jest to tkanina pochodząca z Indii. A wygląda całkiem swojsko, prawda? ;)


poniedziałek, 3 października 2011

Tack och lov för IKEA! część II




Dzisiaj druga część spisu powszechnego projektantów współpracujących z IKEA (dla ciekawych: pierwsza część znajduje się tutaj). Ciężko czasem znaleźć dobre źródła informacji, często projektanci nie mają swoich stron lub strony dopiero się robią...


  • Beckhams College of Design, czyli zbiorowa gwiazda najnowszego katalogu na rok 2012. Na kilkudniowych warsztatach studenci powyższej szkoły tworzyli różnorodne motywy, które potem w całość poskładała Emma Jones. Efektem ich pracy są tkaniny MADDE, EDMA, GULLIVI, LILLIVI, JULITA i DURITA (oraz jeden wzór pościeli i jeden wzór zasłonki prysznicowej). Tradycyjnie zachęcam do zajrzenia na stronę szkoły, gdzie zamieszczono dużo zdjęć szkolnych projektów.

Kolekcja dla IKEA - zdjęcie pochodzi z Ikea.com

  • Inga Leo - współpracuje z IKEA od dwudziestu lat. Jest autorką tkanin ROSEMARIE, które już święci triumfy na polskich i zagranicznych blogach. Kępki róż na białym lub szarym tle najwidoczniej potrafią uderzyć w czułe struny dusz pań domu i domowych artystek. :) Prócz romantycznych tkanin projektuje romantyczną pościel (np. Emelina Knopp). Inga mieszka na południu Szwecji (miejscowość Eneryda) w zaadaptowanym na potrzeby mieszkalne budynku szkoły z 1935 roku (chciałabym zobaczyć te wnętrza!). Strony internetowej brak.

  • Océane Delain - studentka z Paryża, która z Ingą Leo współtworzyła kolekcję BENZY. Tkanina BENZY SKEPP (choć podpisana "design Ikea od Sweden") najprawdopodobniej jest właśnie jej autorstwa. Strony osobistej brak.

  • Emma Jones - specjalistka ds. rozwoju tekstyliów w IKEA. Wiele jej projektów można zobaczyć w sklepie - ostatnio seria BRITTEN i RENATE. To ona zebrała pomysły studentów Beckhams College i ujęła je w ramy kolekcji. Strony oczywiście brak. ;P

  • Helen Trast - na pewno wszyscy kojarzą jej tkaniny z serii FREDRIKA (kolejny blogowy hit!). Ciekawostka - jest absolwentką Beckhams College. :) Praktycznie od początku kariery pracuje dla Borås Wäfveri AB (szwedzkiej spółki akcyjnej skupiającej przedsiębiorstwa tekstylne) i stworzyła pod tym szyldem liczne kolekcje. Strona: http://helentrast.se/index.html

  • Malin Åkerblom - moja aktualna faworytka wśród projektantów. W 2010 ukończyła HDK (Högskolan för Design och Konsthantverk - wspominałam jakiś czas temu, że Kazuyo Nomura również jest absolwentką tej szkoły) i natychmiast podjęła pracę dla IKEA, czego efektem były najpierw tkaniny Gullan Blom i Gullan Frukt a obecnie wchodzą do sprzedaży SOLGERD i SOLRUN. Strony internetowej nie ma, natomiast linka do Facebooka nie podaję, gdyż jej profil jest zdecydowanie prywatny.

Tkanina SOLRUN. Czy nie kojarzy się wam ze słynnymi makami Marimekko?


Powyższa pościel to element dyplomu Malin. Piękna, architektoniczna... zdjęcie pochodzi ze strony HGK


  • Maria Åström - zaprojektowała tekstylia do serii Ikea Stockholm. Pracuje także dla szwedzkiego Ljungbergs - tu jej kolekcja, strony prywatnej brak. Aha, zgadnijcie, jaką szkołę skończyła? ;)

  • P. Amsell/B. Wesslander - Pia Amsell i Barbro Wesslander prowadzą studio w Sztokholmie. Obie panie brały udział w 2007r. w prestiżowej wystawie "17 Swedish designers – chez Pascale" ukazującej dorobek twórczy siedemnastu uznanych kobiet- projektantek. Strony internetowe: http://www.barbrowesslander.se/ oraz http://www.piaamsell.se/

  • Erika Pekkari - stworzyła m.in. tkaninę KATRIN (kolekcja wiosenna 2007r.) Strona internetowa: http://www.erikapekkari.se/

  • Nina Jobs - "one of the leading ladies of Swedish design", dla IKEA zaprojektowała m.in. tkaninę HEDVIG (kolekcja 2006 dostępna w 2007 roku). Strona internetowa: http://www.ninajobs.se/



  • Na razie koniec. Ale myślę, że za jakiś czas powstanie trzecia część listy. :) Miłego oglądania!